środa, 16 kwietnia 2014

Paragraf 1


2013 rok
 
Dzień Dobry Los Angeles! Mamy dzisiaj poniedziałek 20 czerwca, a na zegarach wybiła godzina szósta. Aktualna temperatura wynosi 20 stopni, która w ciągu dnia wzrośnie nawet do 32. Teraz przed wami gorąca dziesiątka hitów.

- Nie wiem czy taki dobry – burknęłam pod nosem i jak najszybciej wyłączyłam budzik. Opuściłam swoje kochane łóżko i skierowałam się do łazienki. Jeszcze seria ziewania oraz przeciągania się i mogłam wejść pod prysznic. Gdyby nie chłodna woda, pewnie dalej bym się zastanawiała czy ta pobudka, to był tylko sen. Cholerny Alan i jego nocny maraton filmowy z chińszczyzną w tle. Jak człowiek ma się wyspać przez cztery godziny? Nie każdy ma takie szczęście, że może się pojawiać w pracy, kiedy mu się podoba.
Wcisnęłam na swój tyłek granatowe spodnie, a do tego jak zwykle białą, większą koszulę. Wklepałam w twarz jakiś krem z filtrem i składnikami aktywnymi, które rzekomo mają spowolnić proces starzenia się mojej skóry (tak, to prezent od mojego przyjaciela, bo przecież sama bym sobie tego nie kupiła). Zobaczymy czy ten kwas hiary…hiał…kurczę, hialuronowy mi coś pomoże, pff. Rocznikowo mam 25 lat i nie czuję potrzeby używania takich rzeczy. Takie kremy to sobie mogę stosować przecież po 40-stce, nie?
Swoje długie, ciemne włosy związałam w niedbałego koka. Jest ich tak dużo, że gumka ledwo je utrzymuje i muszę pomagać sobie wsuwkami. Gdy umyłam już zęby, otworzyłam szafkę pod zlewem. W sejf wstukałam sześciocyfrowy kod i moim oczom ukazały się między innymi dwuramienne szelki do broni z moimi kochanymi Waltherami.
- Chodźcie do mamusi – wymruczałam czule i założyłam je na ramiona. - Jeszcze tylko odznaka, okulary przeciwsłoneczne i marynarka.
Ku mojemu zdziwieniu Alan już nie spał. Biegał po kuchni w samych bokserkach i smażył naleśniki. Na wyspie kuchennej stał syrop klonowy, bita śmietana, nutella, pokrojone owoce. Cieszyłam się że lubi mnie tak rozpieszczać. Denerwowałam się tylko wtedy, gdy musiałam spalać to na siłowni, by wcisnąć swój tyłek w spodnie.
- Cześć Myszko – cmoknął mnie w czoło. – Siadaj, zaraz podam ci naleśniki. Kawa już się parzy.
- Czemu tak wcześnie wstałeś? – Zajęłam miejsce na stołku i ziewnęłam głośno.
- Wymęczyłem cię przez ten maraton i wiedziałem, że będziesz nie do życia. – Postawił przede mną kubek z kawą. – Znając ciebie, to pewnie skończyłabyś z kawą i pączkami na wynos, a wiesz, że tego nie pochwalam.
- Jesteś kochany. – Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech gdy podał mi talerz z puszystymi naleśnikami. Od razu wysmarowałam je czekoladą, ułożyłam owoce i wycisnęłam na to bitą śmietanę. – Nie zmienia to faktu, że i tak pójdzie mi w tyłek, który nie jest zbyt mały.
- Masz idealny tyłek. – Wrzucił mi do kawy dwie kostki cukru i wlał mleko. – Gdybym nie był gejem to dawno temu bym się nim zajął. – Usiadł obok mnie ze szklanką soku bananowego. – Pamiętaj żeby dzisiaj porozmawiać w pracy o urlopie.
- Tak wiem, twoja mama mnie zabije jak nie przylecę z tobą do Londynu na ten pokaz. – Przepiłam jedzenie kawą. – Dzisiaj oddam prośbę o urlop, a za góra dwa dni będę miała odpowiedź.
- Grzeczna dziewczynka. Dzisiaj Bian przychodzi do pracy, mogłabyś podjechać i się przywitać, poczułaby się pewniej.
- No tak, wypadło mi z głowy. Jak nie będę miała nadgodzin, to was odwiedzę. – Zerwałam się z krzesła, gdy spojrzałam na zegarek. – Cholera! Jest kwadrans po siódmej, a ja przez te korki nie przebiję się na czas!
W biegu zakładałam adidasy i pobiegłam do windy. Dopiero gdy syn sąsiadki zaczął zachwycać się moją bronią, zarzuciłam szybko na siebie marynarkę i poprawiłam okulary na nosie. Opiekunka dzieciaka oczywiście była tym oburzona…stara dewota. Na parkingu podziemnym apartamentowca było sporo ludzi, którzy spieszyli się do pracy. Całe szczęście, że moje miejsce parkingowe było blisko wyjazdu. Od razu, gdy ujrzałam swoje białe BMW e92, otworzyłam pilotem drzwi. Moje kolejne dziecko, które szczyciło się czerwoną, skórzaną tapicerką, obniżonym zawieszeniem i matowymi felgami. Kto powiedział, że kobieta może nie lubić takich aut?
Wrzuciłam torbę za swoje siedzenie i włączyłam odtwarzacz. Dzisiaj padła kolej na Hadouken!.
Okej, więc…stojąc sobie w korkach, zdążyłam wypisać podanie o urlop, doczytać wykaz smsów z billingu, wypalić papierosa i pośpiewać z wokalistą. Oczywiście śmiać mi się chciało, kiedy to faceci, ze zdumieniem, oglądali samochód, a potem ujrzeli mnie. Taaak, taka kobietka jak ja jedzie takim autem, kiedy oni tłuką się po mieście w brzydkich, ekologicznych Priusach, z rozwydrzonymi bachorami na tyle. Po co się było hajtać z takimi jędzami, no po co? Całe szczęście, że mój mąż gustował w dobrych autach…właśnie, gustował. Jutro mija druga rocznica jego śmierci, a ja próbuję za wszelką cenę do siebie tego nie dopuścić. Ellie, nie psuj sobie humoru od rana. Zaraz zawalisz się papierkową robotą, nałykasz się kofeiny, poćwiczysz swoją cierpliwość przy tym dupku. Bez ciśnienia.
Udało mi się zaparkować auto w miarę blisko wejścia do budynku i pobiegłam do windy. Oczywiście kilka razy musiałam się zatrzymywać, gdy z akt wypadały mi dokumenty. Dlaczego ja nie mogłam być bardziej zorganizowana? Ani Alan, ani Basia nie mieli z tym problemu.
- Poczekajcie! – Krzyknęłam na cały hol, gdy drzwi od windy zaczęły się zamykać. Biegłam co sił w nogach i w ostatniej chwili wepchnęłam się do środka nie unikając zderzenia z jakimś facetem.
- A ty, zołzo, jak zwykle robisz szum od rana – prychnęłam pod nosem i poprawiłam torbę na ramieniu.
- A ty, dupku, jak zwykle musisz psuć ludziom humor od rana.
Boże, „dziękuję” ci za to szczęście w postaci Lucasa z samego rana w pracy. Czemu ja zawsze musiałam na niego trafiać w windzie…no dlaczego?
- Kiedy do ciebie dotrze, że jestem wyższy rangą i nie wolno ci pyskować?
Tak dla wytłumaczenia. Mimo siedmiu lat mojej pracy w FBI (tak, siedmiu, ponieważ od razu po zakończeniu liceum zostałam zwerbowana), dalej wykonuję zadania z rangą starszego agenta, kiedy ten pajac, po zaledwie trzech latach lizania dupy, jest tajnym agentem. Jako, że jest wyższy stopniem, może mi wydawać rozkazy. I ja się pytam, gdzie tu sprawiedliwość?
- Dalej zastanawiam się komu dałeś dupy za to biurko – mruknęłam i wysiadłam z windy na 10 piętrze. Kiedy spojrzałam przez ramię on posłał mi buziaka i triumfujący uśmieszek.
Nie powiem, że Lucas nie był przystojnym mężczyzną. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał gęste, czarne włosy i fryzurę za 200 dolców, a przy tym modnie się ubierał i sprawiał, że na jego uśmiech panienki piszczały z zachwytu. Był w tym samym wieku co ja, miał krótszy staż pracy, a dostał wyższy stopień i ładniejsze biuro. I za to go nienawidziłam.
Drzwi od mojego pokoju były otwarte. Basia, moja partnerka musiała już być w pracy, bo na biurkach stały kubki z kawą na wynos, jakieś pączki, a w powietrzu unosił się dym z elektronicznego papierosa.
Taaak, zdecydowanie już była i przysypiała z głowa na biurku.
- BAŚKA! – Krzyknęłam na co jej czupryna automatycznie podniosła się do góry.
- Nie strasz mnie do cholery! – Odkrzyknęła mi i przeciągnęła się na fotelu. – Całą noc siedziałam nad aktami i jestem ledwo żywa. – To było widać, najwyraźniej korektor się nie spisał na jej sińce pod oczami. - Zdążyłam rano podjechać nam po kawę, bo Alan napisał, że będziesz nieprzytomna.
- Kocham tego faceta – zabrałam jej papierosa i otworzyłam okno na oścież. – Dobra, to co tam mamy do roboty?
- Wierz mi, że od cholery. Musimy jechać na Marina Del Rey, bo mam informacje, że w przyportowych magazynach będzie dzisiaj towar. Rzecz w tym, że informator nie wie dokładnie w którym miejscu, więc musimy powęszyć. – Wgryzła się w pączka i z zapchaną buzią kontynuowała. – Z laboratorium przyszły wyniki badań, które cię zainteresują, bo sporo się nie zgadza. I wysłałam szturmowców na obserwacje.
- Czymś jeszcze mnie zaskoczysz? Swoją drogą to jestem w szoku, że wyniki badań tak szybko przyszły.
- Zadzwoniłam do Q, zjebałam go i przyspieszył badania. – Zaczesała swoje włosy dłonią do góry. – Ostatnią wiadomością jest to, że masz prawo tylko do dwóch pączków, dzisiaj ty stawiasz obiad i zarwiemy nockę na szpiegowaniu.
- Cudownie.
Basia pochodzi z Polski. Jej rodzice przyjechali do Stanów, kiedy ona miała 5 lat. Mimo trzydziestki na karku, była matką, której wiek nie ograniczał. Kiedy patrzy się na jej obcisłe spodnie i zamiłowanie do drogich torebek oraz butów nie można powiedzieć, że to agent z wieloletnim stażem. No która agentka przychodzi do pracy w szpilkach od Miu Miu i wyciąga ludzi na szalone imprezy? Żadna! Prawie każda udaje cnotkę, by potem zaliczyć połowę biura. Po moim urlopie, spowodowanym śmiercią Jeremiaha, to ona „zażądała” by przydzielono nas do siebie. Nie byłam w stanie współpracować z facetem i to dzięki niej weszłam w wir pracy, który oderwał mnie od myślenia o nim. Nie miała oporów żeby spuścić mi łomot na ćwiczeniach, kiedy spartoliłam akcje, czy za karę zasypać papierkową robotą. Nie cackała się ze mną jak inni. Pomijając Lucasa, z którym codziennie skaczemy sobie do gardeł.
Około 15 zaniosłam podanie o urlop do głównego szefa, zabrałam kluczyki od służbowego Forda Mondeo i dałam jej znać, że czekam w podziemnym garażu.
Najpierw zahaczyłyśmy o McDonalda i zaopatrzyłyśmy się w McZestawy i duże kawy. Nie obyło się też bez kupienia paczek papierosów, gum do żucia i energetyków. Niestety praca w służbach bezpieczeństwa często wiązała się z wielogodzinnym siedzeniem w aucie i obserwowaniem terenu. To była najgorsza część śledztwa, którą trzeba było wykonać. Wolałam ginąć w papierach, niż siedzieć w aucie kilka, a nawet kilkanaście godzin i obserwować teren.
- Baśka, do kurwy nędzy, jest już 2 w nocy, a dalej nic nie mamy! – Otworzyłam już trzeciego dzisiaj energetyka. Wolałabym napić się kawy, ale na tyłach auta leżały już puste kubki. Nie mogłyśmy ruszyć się z terenu, a poza tym, kawiarnie były zamknięte. – Siedzimy tu już od 16, to dziesięć godzin, które zmarnowałyśmy. Ten twój informator to ogarnięta osoba?
- Powiedział mi, że dzisiaj ma być towar! To moja wina, że ich nie ma? – Wyrwała mi z ręki puszkę i wyrzuciła ją przez okno. – Wypiłaś dzisiaj trzy kawy i dwa energetyki! Jeszcze serducho ci nie padło? Ogarnij się z tym – podała mi butelkę z wodą i wyciągnęła z kieszeni służbowy telefon.
- Mnie się tak łatwo nie pozbędziecie.
Przewróciła tylko oczami i przyłożyła telefon do ucha. Widziałam jak ciśnienie w niej rośnie, kiedy łączyło ją z pocztą głosową.
- Chyba muszę mu załatwić urlop w celi – mruknęła pod nosem i rzuciła telefon do schowka. – Może zmienili termin, albo miejsce?
- Nie mamy tylu ludzi, żeby obstawić całą linię brzegową czy porty. Poczekamy jeszcze pół godziny i wracamy do domu. Ewentualnie zmienimy ludzi.
- O’Donell, zgłoś się.
W aucie rozbrzmiał głos z mojej krótkofalówki. Wyciągnęłam ją.
- Zgłaszam się, o co chodzi?
- Bora Bora Way, port A. Mamy coś…co was zainteresuje.
- Już jedziemy, bez odbioru – zmarszczyłam czoło i odpaliłam auto. Basia cały czas próbowała się dodzwonić do swojego informatora, ale bez skutku. Dalej łączyło ją z pocztą.
Podjechałam pod magazyn, przy którym kręciło się sporo naszych ludzi. Co oni mogli znaleźć? Wyciągnęłam swoją odznakę i zawiesiłam ją na szyi. Do naszego auta od razu podszedł szturmowiec, o ile dobrze pamiętam, nazywał się Mark i dopiero od miesiąca pracował w FBI. Jego wyraz twarzy był jednoznaczny, a w dodatku był blady. Spojrzałyśmy z Basią po sobie, wiedząc, czego możemy się spodziewać.
- Zgadłam, twierdząc, że znaleźliście zwłoki? – Facet tylko pokiwał twierdząco głową, a Basia tylko westchnęła. Nie mogłam nie zaśmiać się kiedy moja partnerka wyciągnęła dłoń i wskazała na jego buty. – Zarzygałeś sobie buty, cukiereczku.
Mark wskazał nam ręką na otwarty magazyn. Teren był w trakcie zabezpieczania. Wzięłam od jakiegoś technika rękawiczki i przeszłam pod taśmą.
Na ziemi leżały rozczłonkowane zwłoki. Odcięta głowa, ręce, nogi. Scena jak z horroru, która na mnie nie robiła już żadnego wrażenia. Lata praktyki.
- Oberwał w głowę, potem go rozczłonkowano – obok mnie stanął lekarz sądowy. Z nim pracowaliśmy najczęściej, bo wykonywał kawał dobrej roboty. – Zgon musiał nastąpić kilka godzin temu. Wygląda to na zemstę, wykonali to na odwal się, więc tu raczej nie ma do czynienia z psychopatą. Nie znaleziono żadnych dokumentów, tylko telefon, na który ciągle ktoś dzwoni.
Podeszła do nas Basia. Oparła ręce o biodra i głośno westchnęła.
- To był za głupi informator – mruknęła. – Znowu jestem ze sprawą w czarnej dupie.
- Tak to jest jak bierzesz na informatora jakiegoś niedoświadczonego gnojka.
- Następnego znajdziesz ty, O’Donell – fuknęła na mnie i odpaliła papierosa.
Zwłoki i foch na zakończenie pracy? Słodko.

3 komentarze:

  1. Nie wierzę, że komentuję, bo z reguły tego nie robię. Możesz usiąść i piszczeć i szczać w gacie z radości.
    O ile robi to na Tobie wrażenie.
    Ogólnie to już lubię Baśkę i wkurwia mnie Lucas. Alan... nie powiem z kim mi się kojarzy no bo... *facepalm* co ja się tam będe... Ale zjadłabym naleśników. Och cholera, zjadłabym. Szczególnie tych typowo amerykańskich.
    I trochę szkoda mi tej dziewczyny, ale dzięki Tobie i Twojej historii może uda mi się dodawać nieco lepsze wątki "kryminalne" u siebie? (Jakby mi mało seriali o tej tematyce było...)
    I serio, podoba mi się co piszesz.
    W każdym bądź razie, weny smarku najdroższy ♥
    I przyjemnego pisania. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze, co przyszło mi do głowy po przeczytaniu tej części: świetny, niebanalny pomysł! I – tu muszę Cię bardzo pochwalić – wszystko to brzmiało bardzo autentycznie. Polubiłam bohaterów. Każdy jest fajnie wykreowany, choć najbardziej interesuje mnie Lucas i zmarły mąż Elisy, a właściwie to, dlaczego i jak zginął. Basia i Alan to takie dobre dusze w jej życiu, dobrze, że ich ma po tym, co się wydarzyło. Ogólnie jara mnie jej robota; nieraz wyobrażałam sobie siebie na miejscu zbrodni, zbieraniu poszlak, także tym bardziej zachwyca mnie ta historia. Zakończenie paragrafu nie zrobiło na mnie wrażenia, ale nie dlatego, że było źle opisane czy coś, ale moja wyobraźnia uznała, że tak musiało być i już. Na początku musi wydarzyć się coś złego, żeby potem było jeszcze gorzej, nie? :) Póki co najprzyjemniejszym elementem całej tej historii jest widok Craiga i Bomera w obsadzie. Czy czegoś można chcieć więcej? <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspominałam już, że uwielbiam czytać kryminały? A pisałam już, że nigdy nie spotkałam się z podobnym FFTH?
    Twój pomysł jest bardzo oryginalny i masz wszystko tak dopracowane, iż ma się wrażenie, że sama jesteś pracownikiem FBI, ponieważ opisujesz wszystko z takimi szczegółami! Lubię to! Oj, bardzo!
    Od razu polubiłam Baśkę. Jest taka naturalna, bez żadnej sztuczności, że nie da się jej nie lubić. Dobrze mieć wokół siebie takich ludzi, przy których nie da się nudzić. Tekst "Zarzygałeś sobie buty, cukiereczku" chyba przejdzie do historii! Uśmiałam się do łez.
    Lucas mnie trochę denerwuje, ale myślę, że dobry z niego facet (i nie piszę tego mając na myśli to, co wydarzy się dalej).
    Przechodzę dalej!

    OdpowiedzUsuń