piątek, 11 kwietnia 2014

Prolog

Twoje serce jest na mojej dłoni
Czy umieściłaś je tam magicznym markerem?
Przez lata nie potrafiłem uwierzyć
Że świat nie daje rady go zmyć*

2011 rok
Nie miałam siły już płakać ani walczyć z tym co się działo. Leki odebrały mi zdolność czucia czegokolwiek – tego, że kocham, kochałam i byłam kochana.
Otumaniona, wpatrywałam się w jedno miejsce od dłuższego czasu. Odbicie w lustrze toaletki, idealnie padało na nasze wspólne łóżko. To, które od kilkudziesięciu godzin należało już tylko do mnie. Kiedy dalej przesunęłam wzrokiem natrafiłam na zdjęcia. Z wycieczek, ze ślubu, podróży poślubnej, mianowania, czy te, robione znienacka. Jego rzeczy nawet nie odważyłam się ruszyć z miejsca. Garnitur nadal wisiał na wieszaku – mieliśmy pierwszą rocznicę ślubu, na którą zabrał mnie do eleganckiej restauracji. Dzięki temu, zapach jego perfum dalej unosił się w sypialni, a ja wyobrażałam sobie, że on zaraz wyjdzie z łazienki i nucąc pod nosem zacznie się ubierać.

- Po co zakładasz aż tyle na siebie? Nie jest tak zimno na dworze!
- Kochanie – podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na ustach. – Uwielbiam kiedy robisz się bardziej agresywna przy ściąganiu moich ubrań.
- Perwers – mruknęłam.
- Tylko twój.

Nie zwracałam uwagi na to, że szykowano mieszkanie na stypę. Nie interesowało mnie to, kto mnie uczesał i umalował. Jedynie co potrafiłam zrobić z nabożną czcią, to pomalować paznokcie na wściekle czerwony kolor. Uwielbiał kiedy miałam zadbane dłonie, bo wtedy obrączka bardziej rzucała się w oczy. Wszyscy musieli widzieć, że jestem zaprzysiężona – był z tego taki dumny.
- Elisa, już czas.
Beznamiętnym wzrokiem spojrzałam na Alana i powoli wstałam. Pomógł mi ubrać żakiet oraz buty i pod ramię zeszliśmy do czekającego na nas auta. Założyłam swoje wielkie okulary. Kiedy ja byłam cholernie nieszczęśliwa, świat był przeciwko mnie. Słońce niemiłosiernie świeciło, rodziny wybierały do parku z gromadką dzieci, zakochani spacerowali i bez zażenowania całowali się na środku chodnika. Jak ja miałam dalej funkcjonować skoro świat odebrał życie człowieka, który był dla mnie wszystkim?
W drodze do grobowca mijałam się z przyjaciółmi, współpracownikami. Nie mogłam patrzeć na ich współczujące twarze. Nienawidziłam tego. Nie potrzebowałam tego.
- W naszych sercach Jeremiah na zawsze zostanie kochającym mężem, życzliwym przyjacielem oraz oddanym służbie, agentem federalnym.
Cały pogrzeb migał mi przed oczami jak klatki filmu. Honorowe pożegnanie policjanta, składanie kwiatów, kondolencje, powrót do domu, kolejne wyrazy współczucia. Tak cholernie chciałam stąd uciec. Modliłam się nawet o to by Jeremiah nagle wszedł do domu i powiedział :

- Żartowałem kochanie! Masz swoją karę za to, że kłóciłaś się ze mną podczas akcji.

Ostatnią rzeczą z tego dnia, którą pamiętałam były słowa mojego przyjaciela, Alana.

- Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. Wiemy o tym, ale za każdym razem, gdy się to zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyna rzecz w naszej egzystencji, której możemy być pewni, ale często łamie nam serce.**

******

* U2 - Ordinary Love
** Cecelia Ahern - Na końcu tęczy

3 komentarze:

  1. Boleśnie prawdziwy ten prolog. Nienawidzę pogrzebów, dlatego bardzo mocno życzę Elisie, by to był ostatni przykry moment w jej życiu. By nie musiała przeżywać niczego podobnego. Niech Jeremaiah czuwa nad nią z góry. :) A tak poza tym, to nie mam zielonego pojęcia, czego się spodziewać. Aczkolwiek, mając na uwadze poprzednie opowiadanie, wiem, że na pewno się nie zawiodę. Życzę dużo weny, pomysłów i wiele przyjemności w trakcie pisania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomnij mi, że jak będę u siebie, to mam Cię dodać do linków. I w sumie durna jestem, bo mogłam skomentować wcześniej, ale no. Nevermind.
    Ogólnie to oprócz tego, że już wiesz, że się gubi i gubić będę dalej, to prolog mi się podobał.
    Jest prawdziwy... taki... No kurczę. Nie jestem fanką takich momentów i zazwyczaj na nich wyję. Jak bóbr.
    Teraz pozostało mi czekać aż za chwilę zapewne dodasz pierwszy rozdział. I nie chcę nic mówić, ale tak bardzo podoba mi się ten blog! Ach! I muszę jeszcze dodać, iż w sumie to podoba mi się to jak piszesz. A że i tak w pewien sposób jestem zmuszona czytać tą historię, to... Brawo, bo praktycznie nie czytam NIC co znajduje się w sieci i tyczy się tego... fandomu. Nazwijmy to tak.
    Buziaczki misiaczki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Zapewne teraz na Twojej twarzy maluje się zaskoczenie, że po tylu latach widzisz tutaj komentarz, mimo, że bardzo dawno nic nie publikowałaś. A jednak!
    Na Twojego bloga trafiłam bardzo dawno temu, ponieważ właśnie zaczynałaś pisać tę historię, a ja byłam początkującym czytelnikiem, który nie komentował, bo brakowało mu słów, aby wyrazić to, co czuje podczas czytania. Później niestety, gdzieś zgubiłam adres Twojego bloga i nigdzie nie mogłam go znaleźć, a uwierz mi, że szukałam, bo naprawdę ta historia mnie bardzo wciągnęła. Nie znalazłam adresu, a później stało się tak, że zaczęłam studia, pracę i przeprowadziłam się do miejsca, w którym nie mogłam się odnaleźć. Nie miałam nawet ze sobą komputera, a czasu brakowało nawet wtedy, kiedy miałam chwilę wolnego. Gdy jakoś uspokoiło się już w moim życiu (chyba po dwóch czy trzech latach), sama wróciłam do pisania i postanowiłam, że jeszcze kiedyś będę czytać FFTH. Tak jakoś mi się długo zeszło i dopiero od niedawna powróciłam do czytania i przypomniałam sobie o Twoim blogu.
    Odkładałam nadrobienie wszystkich zaległości, aż wczoraj wieczorem usiadłam i... bam! Nadrobiłam prawie wszystko w jedną noc! (Zostało mi jeszcze kilka rozdziałów, ale podczas czytania targają mną takie emocje, że postanowiłam najpierw skomentować to wszystko, co wydarzyło się do tej pory.)
    I tutaj zdziwisz się po raz kolejny - mam zamiar podzielić się z Tobą moją opinią na temat poszczególnych rozdziałów, gdyż nie potrafię przejść obok żadnego obojętnie.

    Prolog jest tak nasączony uczuciami, że aż zakręciła mi się łza w oku. Nie wyobrażam sobie straty najbliższej osoby i później życia bez niej. Bardzo rzadko chodzę na pogrzeby, bo zwyczajnie nie mogę patrzeć na cierpienie najbliższych osób. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie odchodzą, a ci wszyscy, którzy ich kochali, muszą radzić sobie z utratą najbliższych osób.
    Niemniej jednak świetnie ujęłaś to wszystko w słowa. Piękny prolog. Nie powstydziłby się takiego żaden autor książki.
    Nazwałabym to tak: krótko, zwięźle i na temat. Bez zbędnego koloryzowania, prostymi słowami. Czyli coś, co bardzo lubię.
    Przechodzę dalej!

    OdpowiedzUsuń