środa, 30 lipca 2014

Paragraf 13



Po tych słowach Bill zamilkł.
Milczał również rano, kiedy zwlekłam go z łóżka, na myśl o jego karze.
Bez słowa zamknął się w łazience, a potem wyszedł z pokoju.
I po co ja mu o tym mówiłam? Czekają nas teraz ciche dni? Przecież to absurd. On musiał się dowiedzieć z kim ma do czynienia. Ja na jego miejscu byłabym wdzięczna za taką informację, bo wiedziałabym, kogo mam się spodziewać. Przecież nie chciałam dla niego źle.
Wygrzebałam z torby jeansowe spodenki i biały top. Na chwilę obecną nie musiałam się stroić, więc związałam włosy w niedbałego koka i postanowiłam zejść na dół i go poszukać.
Właściwie to nie musiałam długo węszyć, bo był w kuchni, razem z Tomem, Rią i uwaga, Alexem.
- Cześć wszystkim – uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam do pomieszczenia.
Nie muszę dodawać, że Ria była zniesmaczona moim widokiem? Ona jako jedyna nie tolerowała mojej obecności i nie ukrywała tego.
- Cześć piękna, może ty powiesz, czemu nasz gwiazdor jest taki zmarnowany?
Przeniosłam wzrok z Alexa na Billa. Nie wyglądał dobrze, najwyraźniej dalej schodziło z niego działanie narkotyków. W dodatku, byłam pewna, że w ogóle nie spał, bo trawił informacje, które mu przekazałam.
Kiedy ruszyłam w jego stronę, odwrócił się i zabrał za robienie kawy. Nie wiedząc czemu, poczułam potrzebę przytulenia go. To chyba nie było zakazane?
Objęłam go w pasie i położyłam głowę na jego łopatce. Chyba zabolało mnie to, że nie zareagował, tylko stał niczym posąg.
Przecież nie powinnam się tym przejmować.
A jednak.
- Rozmawiaj ze mną – poprosiłam, mimo tego, że przysłuchiwały nam się wszystkie osoby zebrane w kuchni. – Chyba lepiej, że się o tym dowiedziałeś.
- Zrobiłaś ze mnie kretyna – objęłam go mocniej, żeby się nie wyrwał. – Jeżeli ktoś niepowołany się o tym dowie, to media cię zlinczują, mnie również.
- Z chęcią wywalę ją z domu – wtrąciła Ria, ale nie zareagowaliśmy na jej słowa, a Bill kontynuował
- O takich rzeczach powinnaś mnie poinformować na samym początku. Z resztą, kurwa – wyszarpnął się z moich ramion. – On sam może wszystko wyśpiewać, bo jak myślisz, jest zadowolony z tego, że jesteśmy razem?!
- Bill…
- Poza tym, czemu nie powiedziałaś, że miałaś męża?! A właściwie tego, że go masz!
- Wszyscy byliśmy pewni tego, że zginął podczas wybuchu! Został uznany za zmarłego, a teraz nagle się pojawił – zagrodziłam mu drogę, bo chciał odejść. – Z kogo tu zrobili idiotę?! I jak ja mam się czuć po tym, jak dwa lata godziłam się z jego śmiercią, potem ty stanąłeś na mojej drodze i doszłam do wniosku, że nie mogę stać w miejscu. Masz w ogóle na uwadze to, co ja przechodzę?
- Och, teraz to ty będziesz tą, która jest najbardziej poszkodowana, a ja pewnie dramatyzuję.
- Dla twojej wiadomości, nie jestem już mężatką. Moje małżeństwo zostało unieważnione – jego ignorancja podziałała na mnie jak płachta na byka. – I nie myśl, że taki skandal w mediach mnie zniszczy, bo mam gdzieś to, co myślą o mnie inni. Nie jestem jedyną osobą, która ma bagno w życiu o czym dobrze wiesz.
Wyszłam z kuchni nie oglądając się za siebie. Nawet prychanie Rii mnie nie ruszyło. Ona też miała sporo za uszami, a udawała świętą. Nie miałam zamiaru jej dopiekać, bo nie należałam do takich osób.
Wróciłam do sypialni Billa po swoje rzeczy. Założyłam adidasy i schowałam swoje manatki do sportowej torby.
Znowu przed nim uciekałam. Taka nowość.
Będąc już w swoim aucie, wybrałam numer Lucasa. Nie musiałam długo czekać na to, żeby odebrał.
- Znowu się pokłóciliście – raczej stwierdził, niż zapytał. – W kuchni trwa zażarta dyskusja na twój temat.
- Nic nowego, prawda?
- Fakt. – Włączyłam kierunkowskaz, kiedy wyjeżdżałam z posesji i włączyłam się do ruchu. – Jadę do domu, muszę pozałatwiać parę swoich spraw zanim prawnicy zachlastają mnie przez telefon.
- Według podanego planu, mają spędzić wieczór na nagraniach, więc dzisiaj nie będziesz potrzebna.
- Nie mieli przypadkiem iść na imprezę?
- Zadzwonił do nich producent, mają dzisiaj nagrywać.
- Gdyby coś się działo to dzwoń.
- Damy sobie radę.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie poprosisz mnie o pomoc. Faceci…
- Kobiety… - mruknął, co wywołało u mnie uśmiech. – Jedź i zgarniaj swoje miliony.
- Dziękuję za pozwolenie.
- O’Donell, nie zadzieraj nosa i skorzystaj z siłowni, bo za kilka dni masz egzamin.
- O kuźwa, zapomniałam!
- Tak myślałem. Poza tym, chciałem zapytać jaką karę wymyśliłaś Kaulitzowi?
- To zależy od tego, jak bardzo mnie jeszcze zdenerwuje – przez naszą rozmowę nie zauważyłam zielonego światła, przez co kilka osób na mnie zatrąbiło.  – Muszę kończyć – wystawiłam rękę w przepraszającym geście – Za moment mnie zabiją na drodze.
- Marna śmierć. Do usłyszenia – nim zdążyłam mu odpowiedzieć, rozłączył się.
Mieszkanie było puste.
Alan wyleciał wczoraj wieczorem do Londynu na pokaz i w odwiedziny do swojej mamy. Miałam być tam z nim, ale kategorycznie mi odmówiono wolnego. Pominę to, że jego mama mnie znienawidzi za to. W końcu obiecałam jej, że przylecę z nim na kilka dni.
W ostatnim czasie moje życie wywróciło się o 180 stopni. Czy tego chciałam, czy nie. Czy to planowałam, albo i nie. Nawet gdybym do tego dążyła, to i tak byłabym w takim samym szoku, w jakim jestem do tej pory. Z resztą…kto by nie był, jeżeli jego życie prywatne, byłoby rozrywką dla mas?

- Nie może sobie pani tu wchodzić, jak do centrum handlowego.
Ubrana w elegancką garsonkę i szpilki nie czułam się najswobodniej. W dodatku recepcjonistka nie zdawała sobie sprawy z kim rozmawia.
Chociaż kolorowe szmatławce, które czytała jak weszłam, mogły mówić co innego.
- Zebranie zarządu jest dla kierownictwa, a nie dla osób z zewnątrz – wróciła do robienia sobie kawy, a mnie podnosiło się ciśnienie. – Nie wiem co za ludzie panią wpuścili, to jakaś kpina.
- Posłuchaj mnie, laleczko – ostatnie słowo mocno zaakcentowałam. – Nazywam się Elisabeth O’Donell i jestem współwłaścicielem firmy, która cię zatrudniła i w każdej chwili może pozbawić cię wygodnej posady – na te słowa kobieta odwróciła się i zbladła. – Jeżeli za moment nie wpuścisz mnie na zebranie, to będzie twój ostatni dzień w pracy. Poza tym, jeżeli z kimś rozmawiasz, to  nie zajmujesz się innymi rzeczami, czy to jest zrozumiałe?
- Ja, ja…
- Widzę, że jesteś tu nowa, więc daję ci szansę byś się wykazała.
- Przepraszam panią – szybko wpisała coś na komputerze i podała mi plakietkę, która umożliwiała wejście na piętro. – Zebranie jest w sali konferencyjnej, na końcu korytarza.
Bez słowa otworzyłam sobie drzwi i poszłam zgodnie z jej instrukcją.
Zapukałam delikatnie w drzwi i nie czekając na zaproszenie, weszłam do pomieszczenia, w którym zapadła cisza.
- Dzień dobry, proszę sobie nie przeszkadzać – zajęłam jedyne wolne miejsce u szczytu stołu i wyjęłam swojego laptopa.
Na zebraniu byli sami faceci pod krawatem. Drogie zegarki, mieszanina kiczowatych perfum, garnitury szyte na miarę. Po ich wyglądzie można by było stwierdzić, że firma nie przechodzi żadnego kryzysu.
- Pani O’Donell, nie spodziewałem się pani tutaj – zaczął Anderson, powiedzmy, że głowa firmy. – Mogła mnie pani uprzedzić, że zjawi się w firmie.
- Żeby zdążył pan ukryć parę rzeczy? Czasami takie niespodzianki studzą zapał, proszę kontynuować.
Kiwnął twierdząco głową i zabrał głos.
- W związku ze spadkiem zainteresowania ze strony bogatszej grupy ludzi, chcemy obniżyć koszty, by przyciągnąć klasę średnią. W okresie od stycznia, do czerwca bieżącego roku, nasze zyski spadły o 30 procent, co jest…
- Winą tego, że kasyno Burnella pracuje i wygląda lepiej. Oferują również bankiety, różnorodne restauracje, więcej miejsc do gry i lepsze systemy zabezpieczeń. – wszyscy zwrócili się w moją stronę, kiedy wyczytałam kilka informacji z głównej strony wspomnianego kasyna. –Illy nie było, nie jest i nie będzie miejscem dla klasy średniej. Obniżenie kosztów wiąże się ze zwolnieniem wielu pracowników, co skutkuje wysokimi odprawami, zamknięcie działów spowoduje, że będziemy mieli niezagospodarowaną przestrzeń, a koszty utrzymania będą takie same.
- Według prognozy…
- Nie chrzań mi o prognozach – na sali dosłyszałam oburzenie, ale nie zraziło mnie to. – Wystarczy, że obniżę wasze premie i zabronię służbowych podróży prywatnymi samolotami i ulokowania w najdroższych hotelach, a zyski wzrosną o jakieś 10 procent – wstałam i oparłam dłonie o stół. – Tak moi drodzy, księgowa wysyła mi listę wydatków i wiem na co idą pieniądze. Jako, że mam kilka procent więcej władzy, zarządzam brak premii w tym miesiącu dla zarządu. W zamian, Illy ma być całkowicie wyremontowane. Pracownicy mają znaleźć architektów i projekty mają zostać przesłane na mojego e-maila do końca następnego tygodnia. Ma zostać zlikwidowana sala z automatami, to nie Las Vegas. Zostaliśmy okrzyknięci drugim Makalu, byliśmy lepsi od Palms, a teraz serwujecie tu prostackie gówno. Barmani, krupierzy, kucharze i ochrona, mają przejść dodatkowe szkolenia.
- To nie wykonalne, nie mamy tylu pieniędzy!
- Jak obniżę wam pensje i zabiorę premię, to szybko się znajdą – zamknęłam swojego laptopa. – Po wybraniu najlepszego projektu, na remont, urozmaicenie oferty i reklamy macie tylko miesiąc.
- To nie wykonalne!
- Podnieś na mnie jeszcze raz głos – zwróciłam się do faceta, siedzącego po mojej prawej stronie. – To wylecisz z dnia na dzień. To biznes, nikt nie mówił, że będzie łatwo i stołek dostaje się do końca życia – spakowałam swoje rzeczy i skierowałam się do wyjścia. – Jeżeli nie podołacie, zmienię cały zespół, ta firma nie pójdzie na dno.
Kasyno „Illy” było jedynym miejscem, które popadało w ruinę, mimo tego, że moi prawnicy robili co mogli. Po wiadomościach, które dostałam od pracowników, musiałam zjawić się na zebraniu i zrobić z tym porządek. Poza tym, wydatki firmowe były większe, niż roczne pensje ponad stu pracowników. Nie mogłam pozwolić na upadek kasyna, kiedy dawało ono mnóstwo miejsc pracy. Nie zabiorę ludziom dachu nad głową.

- Mam dla ciebie multum rzeczy. Od płaszczy, po chusty, od butów, po torebki. Za nadbagaż zapłacę majątek, ale warto. Będziesz wyglądać w tych rzeczach przepięknie! – Nawet nie zareagowałam, kiedy Alan zamilkł. Wyłączyłam się z rozmowy i zapatrzyłam na panoramę miasta. – Co jest grane?
Zamrugałam szybko, by odsunąć od siebie natrętne myśli. – Nic, zagapiłam się.
- No przecież widzę, nawet przez kamerkę tego nie ukryjesz przede mną.
- Illy zaczyna upadać przez tych baranów.
- Znając ciebie, już coś z tym zrobiłaś, dlatego nie sądzę, że to cię dręczy. No dalej, mała, co jest grane?
- Znowu pokłóciłam się z Billem.
- Wiedziałem – mruknął, a ja przewróciłam oczami. – O co tym razem poszło?
- Powiedziałam mu o tym, że ściga go mój „kochany”, były mężuś. Zrobił aferę większą niż byłaby w mediach – zaśmiałam się i odpaliłam papierosa. – W dodatku ćpa i kazałam mu wyrzucić towar.
- Gdybym dowiedział się, że Kennedy był żonaty i mi nic o tym nie powiedział, to też bym się wściekł.
- Ale ja nie jestem z nim w prawdziwym związku. Nie miał prawa robić mi o to awantury.
- Na pewno?
- Alan, za kogo ty mnie masz?
- Nigdy nie wiadomo, może coś z tego będzie.
- Nie, dziękuję. Jak już, to potrzebny mi facet, a nie on.
- Czyli nie wykluczasz tego, że mogłabyś się z kimś związać – jego mina doskonale utwierdziła mnie w tym, że Alan ma jakiś chytry plan. – To bardzo ciekawe. Chociaż ostatnio odnoszę wrażenie, że twoje stosunki z Lucasem się ociepliły.
- Ale ochładzają się za każdym razem, kiedy muszę odstawiać szopkę z Kaulitzem – pokazałam mu język i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dostojny brunet, agent FBI – zaczął mówić do mnie powoli, wyostrzając swój brytyjski akcent. – Kontra szalona gwiazda rocka, z którą nigdy nie będziesz się nudzić. Hmmm…ja chyba mam już swojego ulubieńca.
- Niech zgadnę, mój sprzęt w szafce koło łóżka.
- Nie miałem na myśli twojego wibratora.
- Głodnemu chleb na myśli, chodziło mi o Walthera.
W trakcie przekomarzania się z Alanem, do rozmowy dołączyła również jego mama. Oczywiście nie obyło się bez wyrzutów i wymuszenia odwiedzin w święta. Nie mogłam jej odmówić, tym bardziej, że nie chciałam samotnie spędzić Wigilii i Bożego Narodzenia.
Kiedy dorwałam się do akt sprawy, związanej z Bian, rozległ się dźwięk nadejścia wiadomości z mojego telefonu.
Z nieznanego numeru dostałam mmsa. Zmarszczyłam czoło ze zdziwienia, bo kto miałby wysyłać do mnie wiadomości po pierwszej w nocy?
Zapowietrzyłam się, kiedy ujrzałam zdjęcie.
Fotografia musiała zostać zrobiona przez jednego z naszych informatorów.
W pośpiechu zrzuciłam z siebie piżamę, założyłam pierwsze lepsze bojówki, koszulkę oraz szelki z bronią, którą zakryłam kurtką.
Zaraz po wyjściu z mieszkania wybrałam numer Lucasa.
Zanim zdążył coś powiedzieć, weszłam mu w słowo – Arcadia, wyścigi samochodowe, potrzeba jak najwięcej wsparcia. Wysyłam ci zdjęcie.
Przesłałam mu wiadomość i wrzuciłam telefon do kieszeni.
- Zatłukę cię jak śmiecia, „O’Donell”…

3 komentarze:

  1. Zacznę prawie od końca.
    Wibrator? ! XD Na moje to każda V samotna babka ma takie rzeczy. I wcale nic nie sugeruje!
    I się zaczęło - Kaulitz mnie wkurwia. Elisa powinna mu zajebać. Ria jest wstrętna. Też Mnie wkurwiła. Dlaaaaczego Tom z nią musi być? ! ;-;
    Nadal mojego party nie ma ale już chyba go tak nie chcę jak kiedyś. Teraz chcę by Elisa walnęła Billowi....
    Whatever...
    Ta ich kłótnia na początku była taka za spokojna... no serio powinna krzesłem go walnąć.
    Nooo i to chyba wszystko. Pisz szybciutko 14 :) ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Relacja Elisy i Billa jest jakaś dziwna... Niby to związek udawany, a złoszczą się na siebie, jakby byli razem naprawdę. No i boli mnie to, że zrobiłaś z Rii taką wiedźmę. Dla Bian była miła... :(
    Ej, nie jestem w stanie napisać nic sensownego, ale widzę, że szykuje się jakaś akcja i mam nadzieję, że szybko wyjaśnisz nam o co chodzi.
    Boże, lepiej już stąd pójdę, bo sama nie wiem co chcę napisać... xd To do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bill się tak strasznie obraża za coś takiego, a jak nazwał Elisę "rasową sunią" to był z siebie zadowolony. Co za buc!
    I niby udają związek, a zachowują się jakby byli małżeństwem co najmniej od kilku lat. Trochę to dziwne, ale mi się podoba. Chociaż ja bym usunęła te sprzeczki, które są bez sensu i zupełnie niepotrzebne.
    Widać, że coś się tutaj będzie działo poważnego, więc przechodzę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń