piątek, 22 sierpnia 2014

Paragraf 17


Ka. -  Rozmawiałyśmy już na ten temat, zgadłaś. Nie jestem do końca pewna, czy Elisa jest cała, bo kto po takim czymś funkcjonowałby normalnie? Zachowanie Rii jest raczej normalne...nie chciałam z niej zrobić złego charakteru, ona się po prostu martwi. O Bian jeszcze usłyszymy, tyle mogę zdradzić ;)
Freiheit - Skarbie, dobrze wiemy, że ty byś wszystkich zakopała, a zostawiła Billa i Elisę. To nie jest dla mnie nowością. Do party się zbliżamy...albo i nie? :D
Millie - To moja wina, że tak bardzo to przeżywasz? :D Jeremiah jeszcze się pojawi, może bliżej do tego niż dalej. Wyjdzie w praniu. Och, Ria to dobra kobieta, przynajmniej u mnie.
attention TH - Jesteś pewna, że jej tak bardzo nie namieszał? Tak, tak i Kaulitz też jest głupi :D Alan jest jak jej ojciec, więc bardzo się martwi. A o Bian jeszcze usłyszymy, ale nie powiem co dokładnie.

Na koniec dodam, że dziękuję Ewelinie za opracowanie wątku w szpitalu. Zrobiłabym krzywdę naszej bohaterce, ale ona wzięła to w swoje ręce. :D Wielkie brawa i gratulacje dla takiej wiedzy! 
*




"Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce. "
"Moje drzewko pomarańczowe"

- Wypis ze szpitala jest gotowy, może się pani szykować - nie zwracając uwagi na lekarza, podniosłam się z łóżka i zaklęłam pod nosem, kiedy mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. - Niemniej jednak stan pani zdrowia nie jest zadowalający i wolałbym, żeby pani została jeszcze na obserwacji.
- Nie ma mowy - podtrzymując się różnych mebli, dotarłam do swojej torby z ubraniami. - I tak już długo mnie tu trzymacie.
- Podaliśmy pani kroplówkę z glukozą i witaminami na wzmocnienie oraz drugą, żeby panią nawodnić- kiedy osunęłam się na fotel, podbiegła do mnie pielęgniarka, ale wyrwałam rękę z jej uścisku. - Podaliśmy również leki, które wypłukały z organizmu substancję, która została pani podana przez podejrzanego - zapisał coś na karcie i lekko się skrzywił. - Radziłbym teraz ograniczyć spożywanie alkoholu, bo wątroba i nerki dostały trochę wycisku.
- Panie doktorze, bywałam w gorszym stanie, o czym doskonale wiecie - wyciągnęłam z torby swoje getry. - W końcu to szpital dla mundurowych i przywozili do was ludzi w gorszym stanie. Chcę jechać do domu i nie zmienię zdania. Mam prawo wypisać się na własne żądanie.
- Wypisałem zwolnienie lekarskie do końca miesiąca. Czy ktoś panią odbierze?
- Z pewnością - mruknęłam i udałam się do łazienki, nie odpowiadając na jego pytanie. Weszła ze mną pielęgniarka. - Poradzę sobie sama!
Gdy wyszła zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Nie jestem kaleką, która potrzebuje pomocy przy ubraniu się.
Moje odbicie w lustrze było straszne. Potargane włosy, sińce pod oczami, zadrapania i rany na ciele.
Syknęłam, kiedy dotknęłam śladu od paralizatora na szyi. Dwie kropki, które wyglądały jak ugryzienie, szpeciły mnie tak, że nie mogłam na nie patrzeć. Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy.
Nie jestem słaba.
Ale pod prysznicem nie mogłam nie płakać. Bolało mnie całe ciało.
Założyłam na siebie getry, jakiś top i żakiet. Przynajmniej to zakrywało mnie tak, że skaleczenia nie były widoczne. Nie miałam żadnej apaszki, żeby zakryć szyję, więc rozczesałam włosy i zakryłam nimi ślad. Jedynie podkład, który naszykował mi Alan, nie zakrywał wszystkiego na mojej twarzy.
Na szpitalnym łóżku leżał wypis i zwolnienie lekarskie. To drugie zgniotłam i wyrzuciłam do kosza. Nie miałam czasu na siedzenie w domu.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku, nie oglądając się za siebie.

Taksówkarz nie zadawał zbędnych pytań, chociaż jego wzrok, który odbijał się we wstecznym lusterku, doprowadzał mnie do szału. Tak samo zareagował na mnie portier, z którym grzecznie się przywitałam i ruszyłam do windy.
W domu ledwo zdążyłam zdjąć buty, kiedy w holu pojawił się Alan, Lucas, Basia i Bill. Zmarszczyłam czoło, bo nie spodziewałam się swoich kolegów z pracy i Kaulitza.
- Co ty tu robisz? - Jako pierwszy przerwał ciszę Alan.
- Stoję?
- Miałaś wyjść ze szpitala za trzy dni - Lucas podszedł do mnie i chciał mnie podtrzymać za ramię, kiedy się od niego odsunęłam.
- Wypisałam się na własne żądanie - minęłam ich i weszłam do kuchni, by nalać sobie coś do picia. Na stole leżała czyjaś paczka papierosów, więc poczęstowałam się jednym i usiadłam. Wszyscy pojawili się w pomieszczeniu. - Czy coś jest nie tak?
- Do kiedy masz zwolnienie?
- Nie mam zwolnienia, jutro wracam do pracy.
- Nie możesz! Ledwo funkcjonujesz - Alan usiadł naprzeciwko mnie, a jego groźna mina nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. - Musisz odpocząć.
- Nie mam na to czasu, ani ochoty - strząsnęłam popiół do popielniczki. - Lucas, musimy zmienić plany. Nie mogę dłużej udawać związku z Billem.
- To jak masz być bliżej mnie? - Zapytał blondyn, a ja spojrzałam na niego. Również nie wyglądał najlepiej. Z tego co słyszałam, nie radził sobie dobrze z sytuacją, z resztą jak my wszyscy.
- Będąc przy tobie, narażam wszystkich jeszcze bardziej - odłożyłam papierosa i wplotłam palce we włosy, opierając łokcie o kolana. - On powiedział, że jak się od ciebie nie odsunę, to zginie więcej osób - zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam płytko oddychać, bo zaczęłam sobie znowu wszystko przypominać.
- Chyba nie dasz mu się zastraszyć? - Basia przede mną kucnęła i złapała mnie mocno za rękę. - Jesteś dla Billa jak tarcza.
- Idę do siebie - wstałam z krzesła, nie zwracając uwagi na jej słowa. - Gdzie jutro będziesz? - Zwróciłam się do Kaulitza, ale odpowiedziała mi cisza. Wszyscy są przeciwko mnie? - Dobrze, poradzę sobie sama, miłego popołudnia.
Zgasiłam papierosa i poszłam do swojej sypialni.
Od mojej ostatniej nocy w domu, w moim pokoju nic się nie zmieniło. Szafa była otwarta i wysypywały się z niej ubrania, na biurku jak zwykle było pełno papierów, a w łazience panował chaos. Otworzyłam swój sejf, ale oprócz ważnych dokumentów i biżuterii, nie było nic. Broń i odznaka musiała zostać przekazana do biura. Przy odbiorze będę musiała się srogo tłumaczyć.
Nalałam do wanny płyn i puściłam wodę. Przyda mi się chwila relaksu.
- Elisa, musimy porozmawiać - nie musiałam się odwracać, żeby sprawdzić kto to jest. Nie przerywałam ściągania bluzki, kiedy Bill wparował do mojej łazienki.
- Nie usłyszałam żeby ktoś pukał i nie powiedziałam "proszę" - mruknęłam i rzuciłam ją do kosza na brudne ubrania. - Skoro naruszasz moją prywatność, to pewnie sprawa nie jest błaha.
Szybko zarzuciłam na siebie szlafrok, byleby nie krzywił się na widok moich siniaków na ciele. Stanęłam na wprost niego i skrzyżowałam ręce.
- Nie chcę żebyś rezygnowała.
- Nie rezygnuję ze sprawy.
- Chodzi mi o nasze publiczne stosunki.
- Publiczne stosunki - powtórzyłam po nim i zaśmiałam się. - A co, za mało o was piszą w gazetach?
- Widzę, że niepotrzebnie do ciebie przychodziłem, nie jesteś teraz sobą.
- Jak mam być sobą po tym, co miało miejsce kilka dni temu?! - Wrzasnęłam, a moje ciało zaczęło dygotać. - To nie ty byłeś więźniem w jakiejś piwnicy! To nie ty zostałeś potraktowany paralizatorem! - Podeszłam do niego i zaczęłam dźgać go palcem w klatkę piersiową. - To nie ty byłeś przywiązany do drzewa, w lesie, kiedy była noc. To nie ty byłeś sparaliżowany przez leki! Nie widziałeś jak twój były małżonek zakopuje kogoś ŻYWCEM i nie kazał ci patrzeć na nagranie z kamerki!
- Przestań...
- To ty przestań! - Z moich oczy poleciały pierwsze łzy. - Nie jestem lalką, którą każdy może bawić się jak chce. Jestem agentem, mam cię bronić, a nie zabawiać twoich znajomych i media. Mam do wykonania zadanie, ale sposób w jaki było ono wykonywane, musi się zmienić.
- Nie zgadzam się na to.
- Nikt cię nie będzie pytał o zdanie, bo nie masz nic do powiedzenia w tej kwestii - wytarłam twarz rękawkiem. - A teraz wyjdź, chcę się wykąpać.
Tylko, że nie stawiłam oporu kiedy najdelikatniej jak potrafił, starł moje łzy i objął dłońmi moją twarz. Spuściłam wzrok, ale podniósł moją głowę.
- Nie chcę żebyś pilnowała mnie z ukrycia, bo chcę żebyś była obok - uważnie spojrzał mi w oczy. - Wariowałem, kiedy cię nie było i nie chcę żeby to się powtórzyło.
- Nie mogę - szepnęłam, patrząc gdzieś w bok. - On się jeszcze bardziej wścieknie, a ja nie chcę by ktokolwiek jeszcze, skończył tak, jak Bian.
- Już raz byłem nogą na tamtym świecie, ale mnie uratowałaś - przypomniał wypadek samochodowy i to, że zdążyłam go wyciągnąć z auta. - To mało męskie, co teraz powiem, ale przy nikim innym nie mogę być bezpieczniejszy, jak przy tobie.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Takiego wyznania jeszcze nie słyszałam. - Ty w ogóle jesteś mało męski.
- Mogę bardzo szybko zmienić twoje przekonania - mruknął i złożył pocałunek na moim czole. - Odpocznij. Jedziemy teraz do studia, a wieczorem przyjadę z resztą i zrobimy jakąś kolację.
- I jeszcze się wpraszasz.
- Ria była na zakupach i już coś gotuje - przewrócił oczami. - Musieliśmy jej powiedzieć o tobie i reszcie agentów. Bardzo się przejęła i chce cię przeprosić - prychnęłam. - Może będziecie razem biegać po nowe buty.
- I zrobimy sobie tatuaże przyjaźni - dodałam z sarkazmem. - Nie jem żadnych wegetariańskich gówien.
- Jak sobie życzysz - cmoknął mnie w usta i się odsunął, zabierając ciepło, które było dla mnie zaskakująco uspokajające. - Do zobaczenia o 21.
- Tylko nie pakuj się w tarapaty, od tego jestem ja.
- Bo zrobię ci dzidziusia i skończysz z tym.
- Twoje niedoczekanie - wyszedł z łazienki, a ja biegiem zakręciłam wodę. - Kuźwa, jaka lodowata.

Reszta południa zleciała mi na pierdołach. Odczytywanie biznesowych e-maili, ogarnianie domu z Alanem. Oczywiście nie pozwolił mi iść na zakupy, bo nie mogę się przemęczać.
Nawet udało mi się zdrzemnąć przez godzinkę, chociaż bałam się, że nie zamknę oczu. Może to było kwestią tego, że stosunki między mną, a Billem się ociepliły? Najwyraźniej nie był tak bardzo pochłonięty swoją pracą, skoro dostawałam zabawne esemesy czy fragmenty ich nagrań. Cały czas byliśmy w kontakcie, a ja mniej się przez to martwiłam.
Lucas i Basia kończyli swoje zmiany wraz z wyjściem bliźniaków ze studia. Zastępowali ich inni agenci, żeby dwójka mogła odpocząć po kilkunastu godzinach pracy. Dlatego też zawitali sami bliźniacy, Ria, Alex ze swoją narzeczoną, Katią i Andreas.
Byłam trochę zaskoczona ilością ludzi, którzy zebrali się w moim domu, bo nieczęsto mieliśmy tulu gości. Nie byłam z tego powodu niezadowolona, ale specjalnie szczęśliwa też.
- Porządziłam się już trochę - weszłam do kuchni, gdzie Ria zaczęła szykować jedzenie. - Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie - schowałam colę do lodówki. - Coś ci podać, coś zrobić?
- Potrzebuję tylko półmiski i talerze, żeby wyłożyć jedzenie - otworzyłam górną szafkę i zaczęłam wyciągać naczynia. - Nie, nie, zostaw, poradzę sobie.
- Jeżeli będziesz kolejną osobą, która powie mi, nie przemęczaj się, musisz odpoczywać, to się zdenerwuję - wyciągnęłam potrzebne jej rzeczy.
- Chciałam cię przeprosić - wytarła ręce w ścierkę.
- Coś o tym słyszałam.
- Ja wiem, że źle cię oceniłam i że źle zaczęłyśmy znajomość, ale zrozum, że każda panienka, którą sprowadzał Bill chciała tylko jego pieniędzy i rozgłosu.
- Nie jesteś Bogiem, żeby osądzać ludzi. Bill to dorosły facet i ma prawo popełniać swoje błędy.
- Martwię się o niego, czy to złe? - Nie odpowiedziałam jej na pytanie, więc kontynuowała. - Nie jesteś taka, za jaką cię uważałam i sądzę, że byłaby z was wspaniała para.
- Ale nie będzie. Pracuję jako agent, powinnam być nierozpoznawalna, zwłaszcza, że po zakończeniu sprawy mam awansować na tajnego. Nie rzucę pracy dla niego.
- Serca nie oszukasz.
- Czemu wszyscy próbujecie mi go wcisnąć?
- Bo widzimy coś, czego ty nie widzisz, albo nie chcesz widzieć - wstawiła do piekarnika jedzenie. - On zmienia się przy tobie na lepsze, ty też się zmieniasz. Oboje stajecie się lepsi, robicie to razem, czy to nie oczywiste?
- Jesteśmy w zbyt dużym bagnie by to sprawdzić.
- A powinniście.
Przerwałyśmy rozmowę, gdy do kuchni weszła Katia. Urocza blondynka przy kości, uśmiechnięta odkąd weszła do mojego domu.
- No, dziewczynki, nasi panowie zgłodnieli - złapała miseczkę z chipsami. - Za ile będzie gotowe?
- Dopiero włożyłam do piekarnika - blondynka kiwnęła głową i opuściła pomieszczenie.
- Co tam dobrego zrobiłaś? - Posłałam Rii delikatny uśmiech, który odwzajemniła.
- Same pyszności, myślisz, że jak zdobyłam ich serca?
Chciałam powiedzieć, że pewnie swoimi dużymi cyckami, ale w porę ugryzłam się w język i zaczęłam sprawdzać jedzenie, które przyniosła.
- Wygląda ciekawie i w dodatku jest coś z mięsem - klasnęłam w dłonie.

Na przystawkę zjedliśmy francuskie ciastka z pomidorami i fetą. Musiałam przyznać, że były bardzo dobre. Na główne danie mieliśmy do wyboru kaczkę w sosie curry z gruszkami i pomarańczą, a dla naszych wegetarianów, dorsz w pesto. Musiałam spróbować obu dań.
Booooże, ta kobieta na prawdę potrafi cudnie gotować i widać, że lubi to robić.
- Powinnaś otworzyć swoją restaurację - powiedział Alan, kiedy nakładał sobie drugą porcję Kaiserschmarrna z wiśniami. - Jedzenie było świetne. Pęknę, ale muszę sobie nałożyć tego omleta jeszcze.
- Dlatego musimy chodzić z Billem na siłownię. Nie da się nie zjeść - Tom sięgnął po drugą butelkę białego wina. - Komu jeszcze nalać?
- Ja dziękuję - zamiast alkoholu, nalałam do szklanki wodę. -Nie mogę pić.
- Dalej nie mogę uwierzyć w to, że te fanatyczki odwaliły taki numer - zmarszczyłam brwi, kiedy odezwał się Alex. - Pierwszy raz słyszałem o takim ataku.
- A kto by się spodziewał, że zaatakują ją na tutejszym parkingu - Tom niezauważalnie puścił mi oczko. Postanowiłam milczeć, bo nie miałam pojęcia co powiedzieli na temat mojego zniknięcia i pobytu w szpitalu. Tych siniaków i zadrapań nie dało się ukryć, więc musieli wcisnąć jakąś bajkę. - Ochrona już jest zwiększona i żadna z was nie wyjdzie sama, nawet po tampony.
Zanim brunet zdążył coś powiedzieć, uprzedził go Bill. - Alex, nie rozmawiajmy już o tym, to nie jest najlepszy temat.
Oczywiście złą atmosferę uratował Tom. Rzucił jakimś dowcipem i temat się zmienił, a wieczór w tym towarzystwie przeleciał jak piasek przez palce. Nim się obejrzałam, siedziałam na tarasie z czekoladą i kocem. Mieliśmy z niego widok na morze i Santa Monica Pier, więc zgiełk miasta mnie nie rozpraszał.
- Alan poszedł już do siebie - blondyn stanął przede mną. - Jest już trzecia, pora spać.
Obejrzałam go od góry do dołu i coś mi nie pasowało w jego wyglądzie. Jak zwykle miał na sobie obcisłe, jak druga skóra ubrania, tatuaże te same, kolczyki też. Również nie miał na sobie żadnego makijażu, ani pomalowanych paznokci.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Skrzyżował ramiona i spojrzał na mnie spod uniesionej brwi. - Nic nie brałem odkąd mnie przyłapałaś.
- Nie o to mi chodzi, ale i tak nie bardzo w to wierzę - machnęłam ręką. - Nie ważne.
- Podyskutowałbym.
- Coś mi dzisiaj nie pasowało w twoim wyglądzie - mruknął coś pod nosem, ale nie zwróciłam na to uwagi. - Twoje włosy - zaśmiałam się. - Dopiero teraz dojrzałam, że są krótsze.
- I ty się nazywasz agentem? - Zakpił, a ja pokazałam mu środkowy palec. - Tyle ci wchodzi - w zamian za to pokazał mi język. No dziecko.
- A tobie wychodzi.
Pisnęłam z zaskoczenia kiedy podniósł mnie i przerzucił sobie przez bark. Skąd to straszydło miało tyle siły?
Wszedł do mojej sypialni, gasząc po drodze duże światło i tylko mała lampka przy biurku rzucała jasność na duży pokój.
- Bezczelne babsko - rzucił mnie na podłogę i po chwili zawisnął nade mną. - A widziałaś ile mi wychodzi, O'Donell?
- Pewnie tyci tyci, bo nadrabiasz wielkim autem. - Po tych słowach uwięził moje nadgarstki nad głową i zaczął mnie gilgotać. Nienawidziłam tego, bo miałam straszne łaskotki. - Biiiiiiiiiiiill!
Nie reagował na moje piski, czy histeryczny śmiech. Nie sądziłam również, by Alan się tym przejął i pewnie kręcił oczami, myśląc, że jest pod jednym dachem z dzieciakami.
- Będziesz grzeczna?
Chwila jego nieuwagi i to, że niemal siedział na moim brzuchu, wystarczyło bym uniosła nogi, skrzyżowała je na jego klatce piersiowej. Miałam dobrze wytrenowane mięśnie i dzięki tej blokadzie zepchnęłam go z siebie, tak, że leżał z moimi stopami przy swojej szyi.
- Wiesz, że mnie nie pokonasz - raczej stwierdziłam to, niż zapytałam, a on uniósł ręce w geście poddania. Puściłam go i się nad nim nachyliłam. - Grzeczny Billy - poklepałam go po głowie, jak ulubionego psa i miałam z niego zejść, kiedy mnie zatrzymał. - Nie kombinuj, bo skończysz cały poobijany.
Ale on się nie odezwał.
I to nie zwiastowało niczego dobrego, tym bardziej, że przyciągnął mnie tak, że niemal stykaliśmy się nosami.
Nie byłam gotowa na ogień jego ciemnych oczu. Nie spodziewałam się, że jego dłonie powędrują na moje włosy. Bill zaatakował mnie ustami z taką siłą, że jęknęłam. Byłam zszokowana tym, że mogłam tylko leżeć i pozwalać na śmiałe ruchy jego rąk, które były ozdobione tuszem i językowi przebitemu metalową sztangą.
Zanim to wszystko zaczęło do mnie docierać, Bill zaczął się odsuwać.
Nie mogłam tego przerwać,a może mogłam? Tylko pytanie...czy ja tego chciałam?

6 komentarzy:

  1. Eghem.
    Moje żale juz znasz i dupę nadal ci truje.
    Zacznijmy od tego, że jak nie ma party to zakopujesz Kaulitza żywcem by było fajnie. Tak, tak..wiesz jak pisałaś rzuciłam ci albo cie rękawiczką ale nie ważne xd
    Ria mnie wkurwia. Niby taka grzeczna eciepecie ale nadal wkurwia xd
    To z tym dzieckiem w pełni popieram!
    Serio taki tyci Kaulitz na rękach Kaulitza *-* I Elisa taka kochana mamusia z pistoletem! Yaaay
    Ah no i najważniejsze! Ta końcówka...
    nie wiem co o tym myśleć ale ja wiem, że w twojej głowie jest juz dalsza część co swoją drogą z Ciebie wyciagne jak ostatnio! :D
    Bo tak w sumie to myślałam, że jak on ją niósł na to łóżko to jej coś tam zrobi (patrz cześć o dzieciaku) xd

    Ja pizgam...moje komentarze są...są takie ze czasami stukam się w czoło xd
    Eh.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie przerywaj, Eliso! :D
    Pomijając już to wszystko, no chyba zasłużyła sobie na odrobinę zapomnienia ;(
    I oczywiście wiem, że takie wydarzenie już na zawsze pozostawi znamię na jej życiu... Cieszę się, że w tym odcinku pojawiło się również trochę uczuć. Zarówno ze strony Billa, jak i Elisy. Przynajmniej dziś towarzyszyło mi dużo pozytywnych emocji, gdy to czytałam i mogłam trochę się nad nimi po rozczulać xd
    a tekst, że Bliźniacy pokochali Rię za cycki, rozwalił mnie xD Cóż... Coś w tym pewnie jest. W każdym razie, lubię tę szczerość Elisy xD Choć nie wiem, jak Ria by zareagowała, gdyby wypowiedziała to na głos xD
    Świetny odcinek mimo że przerwałaś, w takim momencie ^^
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Warum? Dlaczego przerywasz w takim momencie?
    Nie lubię tego! Focham się! ::P Czekam na ciąg dalszy. I stwierdzam, że Bill się zmienił na dobre. Niech Elisa w końcu mu ulegnie i już :P
    Mam nadzieję, że dokończysz to jak najszybciej :P
    P.S. Piszę właśnie nowy odcinek na swój blog. Po niedzieli powinien się pojawić :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooooo <333 tak, przez pół odcinka robiłam: "ooooo", a przez drugie pół się śmiałam. Jaki cudowny rozdział <333
    Nie wiem co więcej mam powiedzieć <333 ooooo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze, czemu nie poinformowałaś mnie o DWÓCH nowych odcinkach?!
    A po drugie, mówiłam, że jak da się Kaulitzowi to się wkurzę! I właśnie to robię ;p
    Ria... kocham cię Elisa! W tym odcinku była... no wiesz jak s**ka. Do tego tekst o jej cyckach mnie rozwalił :p
    Czemu przerwałaś w takim momencie? Zabiję!!!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że mimo wszystko Elisa powinna jednak zostać w szpitalu, w razie czego. Może i nie czuje się umierająca, ale warto czasami zadbać o siebie, a nie ciągle zgrywać bohatera, który chce ocalić przed złem cały świat. Powinna pomyśleć o sobie, nawet jeśli za wszelką cenę pranie ochronić Billa.
    Jednocześnie cieszę się, że pomiędzy Billem i Elisą jest lepiej, bo wcześniej nie było zbyt kolorowo.
    No i Ria wreszcie zachowuje się tak, jak powinna!

    OdpowiedzUsuń