Miłego czytania!
*
- Czy my musimy się kłócić przy twoich rodzicach? -
Podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. - To nie jest pierwszy raz, kiedy ktoś
chce mnie zastraszyć i to nie robi już na mnie wrażenia. Więc nie rozumiem
czemu miałabym cię zadręczać każdym takim epizodem.
- Słyszysz siebie?! - Uderzył ręką w ścianę, puszczając
wiązankę przekleństw po niemiecku. Nawet upomnienie Simone nic nie dało, a
wręcz zaczął krążyć nerwowo po pokoju. - Ataki nie dotyczą tylko ciebie!
- Bill! - Do rozmowy wtrącił się Tom. - W waszej sytuacji to
nieuniknione, nie tylko ciebie ściga.
- Sprzedałam jego kasyno konkurencji - dodałam. - Nie chce
zarządzać jego interesami, mimo tego, że są bardzo dochodowe.
- Wiesz gdzie jest sypialnia - blondyn zaczął ściągać
biżuterię z nadgarstka. - Musze odreagować.
Po tych słowach wyszedł z salonu, zostawiając mnie z jego
rodzicami, bratem i Rią.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Iść za nim, zostawić w
spokoju?
- Poszedł poćwiczyć - wytłumaczył Tom. - Myślę, że powinnaś
go informować o takich sytuacjach. Wszyscy się martwimy, zwłaszcza teraz, kiedy
jesteście razem.
- Nie chcę go jeszcze bardziej tym zamartwiać - podniosłam
się z sofy. - Lepiej będzie jak pójdę na górę.
Nie oglądając się na wszystkich, wyszłam z pokoju,
zgarniając po drodze swoją torebkę i torbę z laptopem.
Jego sypialnia była pusta, a w powietrzu unosił się zapach
dobrze znanych mi perfum. Łóżko była pościelone, ubrania schowane. Zawsze byłam
pod wrażeniem, widząc jaki panuje tu porządek. Przynajmniej coś w jego życiu
było ułożone.
Odłożyłam swoje rzeczy na biurko i wyciągnęłam telefon.
Jedno połączenie nieodebrane : Scott. Od razu oddzwoniłam,
wyciągając papierosy i wyszłam na balkon, odpalając jednego.
- No cześć, nie
miałam jak odebrać.
- Tak myślałem,
dlatego się nie dobijałem - odchrząknął. - Właśnie odebrałem auta, które mogą ci się spodobać.
- Mówisz - uśmiechnęłam się lekko i wypuściłam dym z ust. -
Jestem ciekawa czy sprostasz moim wymaganiom.
- Nie będziesz mogła
się zdecydować. Zaryzykuję swoją prowizją.
- Jeżeli tak będzie to dostaniesz podwójną.
- Policzmy -
zamilkł na chwilę. - Jeżeli to będzie
granatowe cudo, to prowizja wtedy wyniesie czterdzieści tysięcy, jeżeli zaś
wybierzesz czarne, to zarobię pięćdziesiąt tysięcy. W najlepszym przypadku
weźmiesz oba i przyniosę umowy i kluczyki w zębach.
- A zaszczekasz? - Zaśmiałam się, strząsając popiół do
popielniczki. - Kusisz mnie i chyba przyjadę zaraz.
- Jeżeli zjawisz się w
ciągu czterdziestu minut to zostanę po godzinach.
- Właściwie to czemu nie? Zadzwonię tylko po taxi.
- Tylko miej wygodne
buty.
- Kaulitz, Kaulitz...
Nie zwróciłem uwagi na obecność Lucasa i jego kpiący ton
głosu. Atlas na którym właśnie ćwiczyłem wydawał mi się najlepszą perspektywą
na ten wieczór. Chociaż na trochę miałem spokój.
- Czego chcesz? - Burknąłem na niego, przerywając trening.
Rozmasowałem swoje mięśnie i spojrzałem na niego wyczekująco. - Jeżeli to ma
być twoje kolejne kazanie, to daj sobie spokój.
- Twoja ukochana właśnie wyjechała z posesji - usiadł na
ławeczce na wprost mnie. - Nie jest nam na rękę kiedy to robi.
- Sam stwierdziłeś, że jej nie ruszy.
- Co nie oznacza, że nie będzie chciał z nią porozmawiać -
rzucił mi ręcznik, którym wytarłem twarz i kark. - A przecież wiesz, że nie tak
się umawialiśmy.
- Jej nie da się utrzymać na łańcuchu, zrobi to, co będzie
chciała.
- Dlatego przyszedłem ci powiedzieć żebyś zadziałał lepiej.
Ten śmieszny liścik i twoje wyznania sprawiły, że jadła ci z ręki, więc nie
zepsuj tego.
- Jak powiedziałem...
- Dobrze ci radzę - przerwał mi i wstał. - Chyba nie chcesz
niepotrzebnego skandalu w mediach. Jeżeli znowu będziecie się kłócić, to
pamiętaj jakie mam zdjęcia i nagrania. Umowa obowiązuje cię do końca sprawy.
- Mam nadzieję, że po tym ona właduje ci kulkę prosto w
serce.
- Tylko ciekawe, który z nas będzie pierwszy na liście -
uśmiechnął się kpiąco i skierował w stronę drzwi. - Pakuj sobie dalej, może coś
z ciebie będzie. - Prychnąłem tylko i odrzuciłem ręcznik na bok. - Ona wróci za
jakieś dwie godziny. Mam nadzieję, że masz pomysł na pakiet powitalny wraz z
przeprosinami.
- Scott...nie wiem, co powiedzieć...
- Najlepiej to, co pierwsze przyszło ci na myśl.
- O kurwa!
Zaśmialiśmy się oboje, a ja z niedowierzaniem spojrzałam na
dwa auta, które ściągały na siebie wszystkie reflektory.
- Dobra, zacznę od BMW - kluczykami odblokował auto i
otworzył mi drzwi, żebym wsiadła. - Najnowsze dziecko w stajni. Model B6
Biturbo Gran Coupe, oparty na bazie BMW serii GC. Imponujący nie?
- Jest cudowne - przejechałam ręką po kierownicy,
uśmiechając się szeroko. - Mów dalej.
- Silnik między przednimi kołami, 4.4 V8 Bi-Turbo, 540 koni
i 730 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Napęd na cztery koła, ośmiostopniowa,
automatyczna skrzynia biegów Alpina. Od zera do setki rozpędza się w 3,9
sekundy, co na jego wagę jest imponujące. Prędkość maksymalna to 320 km/h, a
średnie spalanie 10,4 l na sto kilometrów.
- Felgi Alpina Classic, dwudziestocalowe, spojler z karbonu
i wydechy Akrapovic?
- Twoja wiedza na temat aut jest onieśmielająca, Ellie -
podał mi rękę, kiedy wysiadałam z granatowej Bawarki. - Najlepsze zostawiłem na
koniec - wskazał ręką na Mercedesa.
- Nie wiem, czy ten samochód będzie dla mnie dobry. Kojarzy
mi się ze starszymi facetami.
- Nie pożałujesz, wsiadaj - tu również otworzył mi drzwi i
zajęłam miejsce na białym, skórzanym fotelu kierowcy. - Mansory nie tworzy
szajsu.
- Przekonajmy się.
- Siedzisz w najszybszej limuzynie na świecie - zaakcentował
ostatnie słowo. - Seryjne S63 ma silnik 5,5 l, V8 o mocy 585 koni mechanicznych
- pogłaskał dach i uśmiechnął się. - Mansory uznali, że to za mało i siedzisz w
1000-konnej wersji. To auto miażdży konkurencję, bo jest szybsze niż LaFerrari,
Porsche 918 czy McLaren P1. Ten pakiet zawiera sporo istotnych zmian
silnikowych, takich jak wzmocnione korbowody, większe turbo, zmodyfikowany
układ wydechowy czy wydajniejszy układ chłodzenia. Generuje 1000 koni
mechanicznych i 1400 Nm! Wyobrażasz to sobie?
- Nie bardzo chce mi się wierzyć, ale pod tym względem byś
mnie nie okłamał.
- Pierwszą setkę osiąga w 3,2 sekundy. Prędkość maksymalna
jest elektronicznie ograniczona do 250 km/h, ale jak się domyślasz, w tym
modelu tego już nie ma.
- Ceny obu?
- Bawarka kosztuje 127 tysięcy Euro.
- A Mansory?
- Dodaj pięćdziesiąt tysięcy.
- Szykuj umowę na Mansory - wysiadłam, bo obejrzeć Mercedesa
z każdej strony, a Scott dalej stał jak słup soli. - Mówię niewyraźnie?
- Mówisz poważnie? Dopiero co jeździłaś M3, które kupiłaś za
połowę...
- Scott, za pół godziny chcę wyjechać z tego salonu SWOIM
Mercedesem - podałam mu prawo jazdy i swoje ID. - Więc bierz się do roboty i
nie zadawaj zbędnych pytań, bo znajdę auto gdzie indziej.
- Nasz klient, nasz pan - zabrał dokumenty i dosłownie
pobiegł do biura, zostawiając mnie sam na sam z autami.
- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - mruknęłam do auta,
głaskając dach.
- Jestem pod wrażeniem.
Zdążyłam zaparkować auto pod domem bliźniaków, kiedy pojawił
się Lucas.
- Na tą chwilę lepiej nie mogłam trafić.
- Obstawiałem, że przyjedziesz kolejną, śmieszną betką.
- Scott pokazał mi jedną, całkiem niezłą - uśmiechnęłam się
i zamknęłam auto. - Alpina wydała B6 Biturbo, ale ten Mercedes jest szybszy.
- Która to wersja?
- M1000.
Gwizdnął cicho, na co ja uśmiechnęłam się szerzej.
- Teraz możemy się ścigać.
- Twój DBS jest za słaby, Mansory ma 1000 koni mechanicznych.
- Kiedyś się przekonamy.
Weszłam do domu, ale odpowiedziała nam cisza. Było już po
23. Pewnie byłabym wcześniej, ale nie mogłam sobie odmówić przetestowania auta
na autostradzie. Prędkość zmieniała mój tor myślenia i pozwalała się uspokoić,
dlatego było to moją odskocznią od codzienności.
- Wszyscy śpią? - Zapytałam bruneta, kiedy ściągałam
adidasy.
- Wiem tyle, że każdy jest w swoim pokoju, ale czy śpią, to
nie wiem.
- A co z Billem?
- Pozgrywał twardziela na Atlasie i od godziny siedzi u
siebie - kiwnęłam głową. - Myślę, że jest na tyle wypompowany z energii, że nie
będzie miał siły na awantury.
- Nie zamierzam się z nim kłócić.
- To dobrze, bo jadę do domu - wyciągnął kluczyki z
kieszeni. - Będę koło 11, bądź grzeczna.
Zmarszczyłam czoło, kiedy potargał mnie po włosach i wyszedł
z domu. Zastanawiało mnie to, co mu ostatnio odbiło. Jego humor zmienia się jak
kalejdoskop, a ja za tym nie nadążam. Raz robi mi olbrzymie awantury, by za
parę minut rozmawiać ze mną jak z najlepszym kumplem. Chciałam przestać nad tym
rozmyślać, ale parę klocków w tej układance było nie na tym miejscu co trzeba.
Głownie zastanawiało mnie to, dlaczego Lucas i Bill mają ze
sobą całkiem dobry kontakt. Przecież od samego początku się nienawidzili, a
teraz? Burnell często staje w jego obronie.
Kolejną sprawą była nieobecność Baśki. Nie słyszałam żeby
odsunęli ją od sprawy, tylko to, że ma urlop. Tylko, że ten urlop trwa już
jakieś trzy tygodnie. W dodatku w ogóle się nie odzywa, a wydaje mi się, że
powinna załatwić ze mną sprawę dotyczącą jej i Jeremiaha syna. Nie była typem
kobiety, która bała się stawić czoła takim sytuacjom.
W dodatku, nie dostałam żadnych informacji z pracy, a
przecież nie postąpiłam zgodnie z tym, co kazał mi szef. Jeżeli Lucas miał
rację i straciłam pracę, powinnam zostać poinformowana o tej decyzji. Tymczasem
nikt się nie odzywa.
Coś musiało być nie tak, to wszystko nie mogło nie mieć
znaczenia. Jak powiadają - dzwoni dzwon w kościele, ale nie wiadomo w którym.
Kiedy weszłam do sypialni, Bill stał na balkonie i rozmawiał
z kimś przez telefon. Niewiele słyszałam i niewiele rozumiałam z tego
niemieckiego. Spojrzał tylko na mnie i wrócił do rozmowy, przymykając drzwi.
Wywnioskować mogłam, że "przepraszam" może tu nie wystarczyć.
Odłożyłam swoje rzeczy i poszłam pod prysznic.
Nie wnikam w to, jakim cudem w łazience znalazły się
kosmetyki, które używam. Płyny do kąpieli, żele pod prysznic, balsamy, kremy,
kosmetyki do makijażu...ktoś zadbał o to w lekko irytujący mnie sposób. Nie
lubiłam jak ktoś za dużo o mnie wiedział. Wyjątkiem był Alan i szefowie, którzy
musieli wszystko wiedzieć.
A może to był tylko wyraz troski, żeby niczego mi nie
brakowało i miałam się przez to poczuć jak u siebie? Postanowiłam to
przemilczeć.
Z łazienki wyszłam w samej koronkowej bieliźnie. Babskie
sztuczki powinny na niego zadziałać, przecież to typowy ( a może i nie) facet.
Zgasiłam duże światło, zostawiając tylko lekkie światło z
lampki, w rogu pokoju i usiadłam na blacie jego biurka. Usłyszałam, że się
żegnał, a zamykanie drzwi balkonowych tylko mnie w tym utwierdziło.
Zatrzymał się w pół kroku, mierząc mnie spojrzeniem.
- Chyba nie powiesz mi, że boli cię głowa - wyprostowałam
się, eksponując swój biust. Nie musiałam czekać, bo podszedł do mnie, opierając
ręce o blat. Od razu doleciał do mnie zapach papierosów, zmieszany z żelem pod
prysznic. Włosy miał lekko wilgotne, więc niewiele wcześniej musiał brać
prysznic.
- Gdzie byłaś?
- Musiałam kupić nowe auto, które już stoi pod twoim domem.
- O 21?
- Scott to znajomy i nawet gdybym chciała, to otworzyłby mi
salon o 1 w nocy.
- W nocy masz być ze mną i nikim innym.
Puściłam to zdanie mimo uszu, by nie wywołać kolejnej
awantury.
Objęłam go nogą w pasie, by był bliżej mnie, a koniuszkiem
języka zaczęłam rozdzielać jego lekko spierzchnięte wargi. Nie czekałam długo
na jego reakcje, bo już po chwili jedną ręką złapał moje włosy i odchylił
głowę, by mieć lepszy dostęp do ust.
- A z kim mam być, jak nie z tobą?
Odpowiedzi na to pytanie się nie doczekałam. Jego wargi
wzięły moje usta we władanie i to chyba powinno mi wystarczyć.
Zaskoczył mnie jego nagły przypływ pożądania. Docisnął mnie
mocno do siebie, a jego usta niemal paliły moje.
Lekko westchnęłam, kiedy zsunął dłoń do nasady moich pleców,
obejmując mnie całą, jednocześnie coraz bardziej wdzierając się językiem w moje
usta. Prowokował, zachęcał do większej śmiałości.
Żarliwe pieszczoty jego dłoni, niemal wypalały ślady na
mojej skórze, zostawiając jeszcze większy niedosyt. Z każdym dniem otwierałam
się na niego bardziej, wchodząc głębiej w to całe bagno...z nadzieją, że
wyjdziemy z tego cało...razem.
- Gott, jesteś taka seksowna - szepnął prosto w moje usta,
sprawiając, że nie myślałam już trzeźwo. - I tak, boli mnie głowa, więc pójdę
już spać - odsunął się ode mnie. - Dobranoc.
- Zamierzasz za każdym razem karać mnie za to, co jest
nieodłącznym elementem mojego życia?
- Ellie...to kolejne nasze spięcie w ciągu dnia - ściągnął
koszulkę i spodnie, zostając w samych bokserkach. - Źle mi z tym, przez co nie
czuję się najlepiej i chciałbym iść spać.
- Dobrze, dobranoc - zeskoczyłam z blatu biurka, sięgając po
swoją torbę z rzeczami. Zarzuciłam na siebie koszulkę nocną i wyciągnęłam
laptopa.
Nie było szans żebym mogła teraz przy nim zasnąć. To
zabolało.
Bezczynne leżenie w łóżku nie było mi na rękę, więc to był
dobry moment by sprawdzić i odpisać na e-maile, które tonami zgromadziły się w
skrzynce.
Tu mi dadzą kredyt, jakiś szmatławiec napisze o mnie artykuł,
przepowiedzą mi przyszłość, kolejna gazeta błaga o wywiad, jakaś faneczka mi
grozi...paranoja. Klawisz "delete" zaraz wyskoczy mi z klawiatury,
ale lecimy dalej.
Kolejna prośba wywiadu i sesji zdjęciowej, e-mail od mojego
szpiega w jednej z firm, jakieś zniżki na zakupy...Już miałam usunąć wszystkie
wiadomości, kiedy przy jednej ukazał się wykrzyknik i informacja o załącznikach.
Otworzyłam wiadomość kompletnie znudzona. Do czasu.
"Elizabeth,
Wybacz, ale żadne
sensowe powitanie nie przychodzi mi teraz do głowy. "Droga" skojarzy
Ci się tylko z jednym, "kochana", do tego zwrotu nie mam prawa.
Elizabeth, tak brzmi najlepiej, chociaż nie jestem pewien. Czemu pisanie
oficjalnych e-maili musi być takie trudne?
Jestem nastolatkiem,
więc nie będę nawet się starał znaleźć wyszukanych słów.
Mam na imię Dylan.
Dylan Anderson. Wydaje mi się, że dobrze znasz to nazwisko. Nazwisko, które
pewnie jest dla Ciebie odrazą.
Nie będę owijał w
bawełnę...jesteśmy rodzeństwem. Przyrodnim, a jednak rodzeństwem. Oprócz mnie,
jest jeszcze Laura.
Zastanawiasz się
pewnie po jaką cholerę do Ciebie pisze. Nie dziwię się. Sam sobie się dziwię,
że w ogóle udało mi się coś sklepać.
Jak już wiesz (bo
byłaś na miejscu, widziałem cię na komendzie), nasza mama nie żyje. To przykre,
sama dobrze wiesz, jak to jest wychowywać się bez rodziców, dlatego
postanowiłem napisać.
Mam siedemnaście lat,
Laura ma cztery i jako niepełnoletni, nie mogę się nią sam zaopiekować. Znasz
prawo bardzo dobrze.
Piszę w konkretnym
celu - poszukując pomocy, bo jesteś moją ostatnią deską ratunku. Jesteś osobą
dorosłą, masz swoje życie i tak dalej. I wiem też, że nic nie wiedziałaś na
nasz temat. I nie wiesz i pewnie właśnie w tym momencie myślisz, że jestem
jakimś wariatem. Nie jestem.
A może i jestem?
Chciałbym...właściwie
to jakiś wyraz wariactwa (więc pewnie jestem)...prosić cię o pomoc. Jestem zbyt
dumną osobą, co swoją drogą podobno jest u nas rodzinne, ale dla mojej małej
księżniczki jestem w stanie nawet żebrać o wsparcie.
Zostaliśmy sami i
zgodnie z kodeksem bla, paragrafem bla, bla, trafimy do domu dziecka. Nie chcę
tego. Nie dlatego, że ja nie chcę tam trafić, tylko mała. Kraja mi się serce na
myśl, że miałaby się wychowywać i dorastać w takim miejscu. Nie zasługuje na
to, a ja dopiero za rok będę mógł walczyć o to, by ją zabrać. A przez te
pieprzone 365 dni czy mniej, ktoś musi zaopiekować się też mną. Tłumaczę
wszystkim, że świetnie daję sobie radę, ale władze tego nie rozumieją (albo nie
chcą zrozumieć).
Pewnie pomyślisz -
przecież oni mają ojca, tak? To w czym jest problem?
A no, właśnie go nie
ma. Kiedy dowiedział się, że mama jest w ciąży i urodzi Laurę, ojciec zawinął
manatki i poszedł w świat. Ślad po nim zaginął i właściwie to dobrze, bo nie
rozumiałem czemu mama z nim jeszcze jest i jak to wytrzymuje.
Jestem zażenowany
prosząc o coś osobę, której nie znam, tym bardziej, że sprawa nie jest błaha,
jak pożyczenie dolara na bułki na śniadanie, tylko chodzi o zaopiekowanie się
dwójką dzieciaków.
Elisa, jesteś naszą
ostatnią deską ratunku i chciałbym wierzyć, że moja wiadomość nie pójdzie na
marne. Obiecałem Laurze, że nie trafimy do domu dziecka, że nas nie rozdzielą i
chcę dotrzymać danego słowa. Jest najlepszym, co obecnie mam w życiu i nie mogę
pozwolić na to, by ta kruszynka w jakikolwiek sposób jeszcze bardziej
cierpiała. Zostałem jej tylko ja. Ona nawet nie wie co się dzieje, gdzie jest
mama i nie rozumie czemu ona już nie wróci. Ciągle ma nadzieje, że jednak się
pojawi, a ja już nie wiem, jak mam jej wytłumaczyć, że tak nie będzie.
Czy dasz radę się tego
podjąć? Błagam, chociaż spróbuj.
Proszę, dla niej.
Dylan"
- I co ja mam kurwa teraz zrobić - wyszeptałam, natychmiast
wybierając numer Alana na swoim telefonie. Odebrał po piątym sygnale.
- Nie mów mi tylko, że mam po ciebie przyjechać, bo...
- Nie, kurwa - przytrzymałam telefon ramieniem przy swoim
uchu. - Właśnie wysłałam ci kopię e-maila, którego właśnie przeczytałam.
- Ktoś chce cię zabić?
- Czytaj to! - Po raz kolejny mu przerwałam. - I powiedz mi
co mam zrobić, bo zaraz zwariuję.
Odwróciłam się, ale na łóżku dojrzałam tylko plecy Billa.
Złapałam jego paczkę papierosów z zapalniczką i wyszłam na balkon, biorąc też
laptopa.
W słuchawce słyszałam ruchy Alana, czytał, a nawet niektóre
zdania powtarzał szeptem.
Odpaliłam jednego papierosa i usiadłam na zimnych płytkach,
czekając na jego odpowiedź.
- Jedynie co mogę ci powiedzieć, że tak, to jest Dylan i
Laura. Moja mama była na pogrzebie - oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy.
- To twoje rodzeństwo i wydaje mi się, że powinnaś im pomóc...ale to ty sama
powinnaś podjąć decyzję, a nie ja. Tu nie chodzi o buty czy sukienkę, tylko
zobowiązanie, któremu będziesz musiała sprostać - westchnął. - Wiesz, że zawsze
możesz na mnie liczyć. Jeżeli będzie trzeba, to nawet się z tobą ożenię.
- Zostanę z tym sama.
- Czy ja przed chwilą nie powiedziałem ci, że...
- Chodzi mi o Billa - przerwałam. - Oboje wiemy, że to się
skończy.
O kurka ... no to sie porobiło ciekawe tylko co teraz stanie sie co podejmie Elli ?? czekam na szybki next :D
OdpowiedzUsuńKurwa, pisze ten gówniany komentarz drugi raz, bo na telefonie nie mogłam dodać, bo jakieś zjebane kody i inne gówna. No chuj by to strzelił -.-
OdpowiedzUsuńJuz Ci dzisiaj mówiłam, że wkurwia mnie niemiłosiernie Lucas i zajebałabym chuja najchętniej, a jak nie ja, to proszę niech zrobi to Elisa.
Jeśli chodzi o Billa, to sorry, ale jego zachowanie jest pojebane. No kurwa, co za jebany kołek. Och tak, sorry. Ale muszę spuścić z siebie powietrze, po całym dniu. Jestem wyjątkowo przetyrana i nie lubię drabin -.-
Swoją drogą, chcę next, bo Dylan i Laura. No, to spierdalam ogarniać dalej, bo zaraz w kimę, bo na 9 do pracy. YAY >.<
PS WENY!
O cholera, ale z Billa dupek. Nie chcę nawet wiedzieć co się stanie, gdy Ellie się dowie... Teraz jeszcze dzieciaki. Nie może jej zostawić, bo jest szantażowany, ciekawe co to będzie... Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNie no teraz to ja już nie ogarniam o co chodzi... Rozmowa między Billem i Lukasem mnie zaskoczyła. Co Lukas ma do związku Billa z Ellie? Jaką on ma z tego niby korzyść? Raczej wydawało mi się, że nie chce by ta dwójka była blisko ze sobą (chyba, że mi coś umknęło xD),a teraz każe się Billowi bardziej starać i go szantażuje? O.o aha, no ok. Niech mu będzie, chociaż nie rozumiem tego, ale mam nadzieję, że ten wątek szybko się wyjaśni, bo nie daje mi to spokoju. Nie będę spać po nocach zastanawiając się nad tym xD I ciekawe jakie ma zdjecia i nagrania, ktorymi szantażuje Billa....
OdpowiedzUsuńNie chcę chyba wiedzieć, co zrobi Ellie jak sie o tym wszystkim dowie. Chyba naprawdę będzie sie zastanawiać, któremu z nich pierwszemu wpakować kulkę... Mam tylko nadzieję, że to opowiadanie nie zakończy sie na tym, że wszyscy się nawzajem pozabijają haha xD
I dlaczego, stwierdziła, że jej związek z Billem się skończy, jeśli postanowi zająć się swoim rodzeństwem? Przecież nawet z nim na ten temat nie rozmawiała. Dlaczego miałby ją z tym zostawić? Chyba, że głupi ciul z niego, a w sumie to możliwe bardzo xDD
A co do komentarza pod poprzednim postem, skąd to przekonanie, że Jeremiash to rozbije.
Hmm... może stąd, że nie był zachwycony, że Billa i Ellie może coś łączyć. Chyba wciąż uważa, że ona powinna należeć tylko do niego. Dlatego sądzę, że ich związek może go nieźle wkur*wić. A jak już wszyscy chyba wiedzą, jest on nieobliczalny i zdolny do wszystkiego, więc bardzo prawdopodobne, że bedzie się starał to zjebać. I jeszcze większą będzie miał ochotę zabić Billa.
Och za dużo tu tego zabijania! Każdy, no albo prawie każdy, chce kogoś zabić xD
No ale tak po tym odcinku to nie wiem, czy to Jeremiash to rozbije, czy oni smi to wcześniej rozwalą... yh. Popieprzone mają życie, biedni :(
No nic, czekam na kolejny i weny życzę ;)
PS Ale wiesz, tak myślę, szkoda by było Billa uśmiercać, jest za piękny i za seksowny żeby umierać hahahahaha jeszcze do czegoś może się przydać, mimo, że czasem jakby mu trochę rozumu brakuje xDDDDD
Achtung, ja piszę komentarz!
OdpowiedzUsuńcztery dni...tyle mi to zajęło.
No więc, tak.
Lucas to idiota i tam wszystko inne, weź go posprzątaj bo mi psuje mój idealny świat Billla-debila i Eli. No i są dzieciaki tak jak mówiłaś, ale ja liczyłam, że ich tutaj więcej wciśniesz, a nie bum! E-mail i koniec.
Mam mega wkurw przez tego idiotę! No kurwa mać BILL TY NIE SPRAWNY UMYSŁOWO CYMBALE!
Wracając do dzieciaków. Mówiłam, że zgadnę to ty nie pfff... No ciekawe co ty z tymi dzieciakami odstawisz. Eh eh.
Nie wiem co mam Ci napisać, bo kurde, nie wiem jak objąć to wszystko co myślę. Ughm.
Okej, wkurwiłam się. Może właśnie przez to nie skomentowałam od razu, za co serdecznie Cię przepraszam. Wóz fajny, ale dlaczego do jasnej cholery Kaulitz jest takim idiotą...? Wiedziałam, że nie można brać go na poważnie, ale nie sądziłam, że odpierdoli taki numer... Przecież Ellie go zabije, jak się dowie! Oczywiście po tym, jak wpadnie w depresję... Kolejny facet, który przynosi same rozczarowania...
OdpowiedzUsuńMail od Dylana trochę wybił mnie z rytmu. Nie podoba mi się to. Dobra, może i chłopak faktycznie potrzebuje pomocy, a Alan go zna, ale skąd pewność, że to nie jest jakaś sztuczka Jeremiah..? Wydaje mi się, że zanim Elisa zgodzi się na to spotkanie - powinna to dobrze przemyśleć.
I mogę się założyć, że miała rację - zostanie z tym sama...
Kiedy zaczęłam czytać stwierdziłam, że po raz pierwszy napiszę ci długi i konkretny komentarz, ale kiedy doczytałam do końca uświadomiłam sobie, że po raz kolejny tego nie zrobię (przynajmniej w sposób satysfakcjonujący mnie samą, bo ciebie zapewne cieszy każdy komentarz - znam to dobrze, też jestem autorką). Mieszasz i mieszasz i powoli zaczynam się gubić w mocno skondensowanej akcji. Poruszasz mnóstwo wątków, coraz bardziej komplikując życie bohaterki, aż zaczyna mi być jej żal, bo mieć tak pojebane życie to naprawdę pech. W jej życiu nic się nie stabilizuje - dosłownie nic! Bo nawet jeśli się zakochała to ta miłość jej nie uskrzydla, ale w ferworze problemów powoli ciągnie ją w dół i tak naprawdę nic nie jest w porządku.
OdpowiedzUsuńWiesz cieszę się, że nie piszesz scenariusza mojego życia, bo wtedy to musiałabym się już powiesić.
OMG.
OdpowiedzUsuńTen blog jest cudowny *-* Chłonęłam go jak narkomanka od dwóch dni i nawet nie zatrzymywałam się,żeby napisać komentarz,zjeść,czy nawet spać. Taak,tak czytałam twojego bloga do 5 nad ranem :D Bill zachowuje się jak mały gnojek,chociaż Elisa też mu dorównuje.Oboje nie umieją dojśc jakoś do porozumienia tylko cały czas się kłócą,godzą na chwilę i w kółko. Burnell (Nwm czy dobrze napisałam,bo nie chce mi się już szuka a mam problem,żeby zapamiętać te wszystkie nazwiska.Czasami się już gubię i nie wiem kto jest kim,muszę się zatrzymać i przemyśleć.) coś kręci i to widać,bo jest cholernym zazdrośnikiem i wiadomo,że się z Billem nie lubią i to wiadome,że to on doniósł na Elise.Bo jak wypalił,że ma te nagrania i jakieś zdjęcia to się oplułam sokiem. Czekam na nexta bo mnie już wszystko od środka zżera. Papap :*
Głupi Bill!
OdpowiedzUsuńNie mam już do niego cierpliwości, naprawdę. Zachowuje się jak bachor! Może i ma trochę racji z tym, że Elisa trochę lekceważąco podchodzi do tego, że Jeremiah pragnie zemsty, ale nie można popadać w paranoje!
Jeśli będzie się dalej tak zachowywać, a Elisa wciąż pozostanie dla niego otwarta, to na pewno się rozczaruje i będzie cierpieć.
Mnie e-mail przekonał. Nawet sama mogłaby się nimi zająć. Jestem ciekawa decyzji Elisy i czy faktycznie Bill się na nią wypnie, jak przewiduje bohaterka.