piątek, 27 lutego 2015

Paragraf 30



A kto umarł, ten nie żyje - ja jednak żyję. Już po sesji, już po większych ciśnień w pracy, już po wycieczkach z psem do weterynarza. Nowy Rok zafundował wiele "atrakcji" i dlatego odcinek pojawia się prawie po trzech miesiącach przerwy. Za to przypomniałam sobie, że powinnam kończyć odcinek  dzięki Miss Margaret i M. Kaulitz ( jeżeli to czytasz, wybacz, ale nie pomyślę teraz, jak odmienić "Maya"). Miło wiedzieć, że ktoś czeka na odcinek.

Desti - Porobiło, porobiło. Next szybki nie był, ale mam nadzieję, że wytrwałaś.
Miss Margaret - Na wstępie Cię uprzedzę, że nie robiłam korekty, więc się nie wkurwiaj jak co. Jestem już zjebana.
Dlatego ja nie piszę już komentarzy przez tel, bo tylko nerwówki dostaję. Wszyscy są pojebani, a jak pojawi się Dylan, to już wgl Ell kota dostanie. Pomyśl tylko - Kaulitzowie i on w jednym domu. Armagedon xD Noooooo i czytaaaj :)
Nivery - No dupek. Nic więcej nie ma co gadać :) I mam nadzieję, że się doczekałaś.
Engel DerNacht - Rozpisałaś się niemiłosiernie! Ale cieszę się, bo bardzo lubię czytać czyjeś domysły, wiedząc jak to jest i jak się skończy. Kogoś tam zabije, komuś dam żyć. Nie zmiotę wszystkich z powietrza ;) PS - Czasami lepiej jest nie mieć rozumu :D
Freiheit - Schatz, mi pisanie odcinka zajęło prawie trzy miesiące, więc co tam Twoje 4 dni! :D Twoje bulwersy wprowadzają mnie w niezwykle pocieszny humor, ale dobrze o tym wiesz :*
Ella Brown - Nie ma za co przepraszać, to ja powinnam. Wpadnie w depresję...hmm...ciekawe spostrzeżenie, ale i tak nie powiem, co dalej. A czy faceci nie przynoszą praktycznie samych rozczarowań? Kolejne domysły, ale wy Laski kręcicie :D
unnecessary - Przecież ty zostawiasz długie komentarze! Zawsze jest tak, że na Twoim skupiam się najdłużej, bo najczęściej nie wiem, co Ci odpowiedzieć. Jesteś osobą, która najbardziej mnie zaskakuje i bardzo to lubię. Mieszam i mieszam, bo w tym mieszaniu są szczegóły, które połączą się w całość. Możliwe, że są tak malutkie, że ich nie dostrzegacie. W każdym pojebanym życiu jest iskierka nadziei i nie martw się, bo ona zacznie przybierać na sile.
Jeżeli chodzi o wisielców, to nie mam najlepszych wspomnień, więc...nikomu bym takiego życia nie fundowała.
Kamila Kupis - Mam nadzieję, że nie zaspałaś na żadne lekcje czy coś, bo potem mam wyrzuty sumienia. Odpisuję to każdej z Was - wszystko się wyjaśni, starajcie się zwracać uwagę na szczegóły.

I zanim zaczniecie czytać...zmierzam z blogiem ku końcowi, więc czytajcie uważnie :) I jak ktoś wyłapie błędy, to przepraszam. Za siedem godzin zaczynam zajęcia na uczelni, a uparłam się, że wstawię odcinek.

*


Wraz z upływem czasu, nabieranie powietrza w płuca okazywało się dla coraz większym wyzwaniem. Po raz nie wiadomo który, zastanawiałam się, jak mam rozegrać całą sytuację. Choć mogłam się założyć, że reakcja Billa czy Lucasa nie będzie pozytywna i odnosiłam wrażenie, że to będzie moja ostatnia wizyta w tym domu.
Zamrugałam szybko powiekami, odpędzając łzy, które zaczęły cisnąć się do moich oczu.
Przecież nie zacznę płakać przy śniadaniu, kiedy Simone opowiadała o tym, jak to bliźniacy byli malutkimi urwisami. Już wczoraj mogła śmiało stwierdzić, że mam niezły burdel w głowie, może nawet większy, niż jej młodszy synek.
- Zimne naleśniki nie smakują tak dobrze, jak ciepłe - drgnęłam, kiedy szept Toma oderwał mnie od rozbieganych myśli. Uśmiechnęłam się delikatnie i sięgnęłam po dżem truskawkowy.
- Wolę letnie.
- Kobiety...- mruknął i sięgnął po kubek z kawą.
- Co tak szeptacie między sobą? - Wtrąciła się Ria, podkradając z talerza Toma ostatni kawałek naleśnika.
- Omawiamy szczegóły ślubu Billa i Ellie - zaczął tłumaczyć, zachowując pełną powagę. - Podpiszą intercyzę, mój braciszek dostanie obywatelstwo. - Uniosłam jedną brew. Jak to jest, że temu człowiekowi non-stop dopisuje dobry humor? Nie ma dnia, żeby nie żartował. - Potem ja ją uwiodę, wezmą rozwód i zapłacimy Billowi jakiś milion na rozchodne.
- Tak, a potem my się hajtniemy - wtrąciłam się w rozmowę. - Również nie zapominajmy o intercyzie i też dostaniesz obywatelstwo.
- Otóż to - brunet uniósł palec w górę. - Ale i o tobie, kochanie, nie zapominajmy! Ellie stwierdzi, że jednak woli kobiety, weźmiemy rozwód, dostanę połowę jej majątku i wy się hajtniecie.
- Dlaczego pół majątku? - Oburzyłam się. - Bill miałby dostać milion, a ty o wiele więcej?
- A to dlatego, że jestem bezcenny i powinnaś wtedy oddać mi cały majątek. Jednak jestem dobrym człowiekiem i wezmę tylko pół - uśmiechnął się szeroko. - Wracając do tematu. Weźmiecie ślub, a jak Ria dostanie już obywatelstwo, to też się rozwiedziecie, a potem Ellie wróci do Billa, Ria do mnie i będziemy wielką, szczęśliwą rodzinką.
- To dopiero przepis na życie - zaśmiałam się.
- No ba! Ty wiesz ile zabawy jest ze zdobyciem wizy?
- Myślałam, że jesteś tak uroczy, że nie masz z tym problemów - wtrąciła Simone, kręcąc głową i nie ukrywając rozbawienia.
- Dlatego zawsze dostajemy wizę! - Odstawił swój kubek na stół. - Ej! Kto mi ukradł naleśnika?!
- Dom wariatów - mruknął Jorg, nie przestając czytać gazety.
Rodzinna sielanka była dla mnie nowością. Wspólny posiłek, żarty...jedzenie wtedy smakowało lepiej. Jedynie puste krzesło obok mnie nie dawało pełnej satysfakcji.
Kiedy wczesnym rankiem zdecydowałam się wstać i iść pobiegać na bieżni, Bill jeszcze spał, ale po powrocie zastałam puste łóżko. Wiadomość o tym, że pojechał gdzieś rano z Lucasem, wcale mnie nie pocieszyła.
Musiałam z nim natychmiast porozmawiać. O e-mailu, o moich planach, które mogły wywrócić nasze relacje do góry nogami...o ile już tak się nie stało.
Jakoś po 7 rano zadzwoniłam do Spencera. Wszystkie swoje prawne sprawy zostawiałam w j ego rękach. Jeżeli był najlepszym prawnikiem w Kalifornii, tą sytuację mógł rozegrać w jak najszybszym czasie. Machina już ruszyła. Nawet mama Alana zaoferowała swoją pomoc, tym bardziej, że jest wolontariuszem w Domu Dziecka i ma wielu przyjaciół zarządzających tymi kręgami. Nawet gdyby sytuacja nie miała iskierki nadziei, byłam gotowa opłacić każdego, byleby dzieciaki zostały mi przyznane pod opiekę.
- Gdzie pojechał Bill? - Zapytała Simone, zwracając się do Toma. - Nie wiem czy mam mu szykować śniadanie, czy zje coś po drodze. Widziałam, że pił rano kawę, bo kubek stał w zlewie, ale pojechał gdzieś z tym policjantem, zanim zdążyłam go zawołać.
- Musiał pojechać do wytwórni, bo coś się nie zgadzało.
- A dlaczego ty z nim nie pojechałeś? - Wtrąciłam się w rozmowę. - Przecież ty też jesteś członkiem zespołu.
- Są sprawy, które musi załatwiać on sam, a ja jestem zbędny, poza tym...właśnie przyjechali.
Aston Martin Lucasa, właśnie zaparkował na podjeździe. Bill wysiadł z niego, nie oglądając się za siebie, a z nosem w telefonie.
Nie powiem, że nie denerwowało mnie to, że ciągle miał swojego Iphona w ręku i non-stop z kimś rozmawiał. Tylko z kim? Korciło mnie żeby to sprawdzić, ale nie jestem przecież jakąś paranoiczką.
- Idę zapalić - wstałam od stołu i odstawiłam brudne naczynia do zmywarki. Papierosy i zapalniczkę miałam w kuchni, więc wzięłam je i skierowałam się na taras.
- Znowu gdzieś uciekasz?
- Nie uciekam - zlustrowałam sylwetkę Billa. Ciemne jeansy, biały podkoszulek, bejsbolówka założona daszkiem do tyłu...gdzie ten postrzelony muzyk? - Idę zapalić i zadzwonić...to ty uciekłeś rano bez słowa.
- Dostałem ważny telefon - kiwnęłam głową i otworzyłam drzwi na taras.
- Simone zrobiła śniadanie, idź jeść, dopóki jest ciepłe.
- Nie przywitasz się? - Stanęłam wpół kroku, kiedy jego ciało zetknęło się z moim. Stałam z nim twarzą w twarz i nie wiedziałam co mam zrobić. Teraz nie zdawał się być chłodny w stosunku do mnie, jego oczy zdawały się przejrzeć mnie na wylot i peszyło mnie to. Niewiele osób potrafiło to robić, a już na pewno nie udawało się to zrobić w tak krótkim czasie. - Wiem o Laurze i Dylanie.
- Ja...
Kiedy Bill uniósł dłoń i pogładził mnie lekko po policzku, odruchowo przymknęłam powieki, chłonąc jej ciepło.
- Ellie - odezwał się miękko. - Jesteśmy razem, ale ja... - Nie dokończył, tylko westchnął. Od razu otworzyłam oczy, szykując się na najgorsze.
Bill odchylił głowę, a ja zadrżałam i próbowałam odczytać wyraz jego twarzy. Zaciskał mocno zęby i wpatrywał się we własną rękę, obejmującą mój policzek.
- Przysięgam, że dowiedziałam się o tym dzisiaj w nocy - zaczęłam rozpaczliwie. - Nie chciałam cię budzić, ale nie miałam zamiaru tego ukrywać, tak, jak obiecałam. - Przeszył mnie dreszcz, kiedy jego kciuk pogładził moją skórę. - Rozumiem, że to przeszkadza w twojej karierze i nie zdecydujesz się na związek z kobietą, która ma dwójkę dzieciaków... - W moich oczach pojawiły się łzy, które dusiłam w sobie od dłuższego czasu. - Wierz mi, że nie wiedziałam o nich, ale nie mogę ich tak zostawić...to moja jedyna rodzina.
- Kotku - mruknął i zrobił to, czego potrzebowałam od chwili, gdy świat przewrócił mi się do góry nogami. Wsunął dłoń w moje włosy i przyciągnął bliżej, tak by nasze usta znalazły się tuż obok siebie. W jego objęciach wszystko inne przestało istnieć. Teraz liczył się jego oddech na moich ustach i męski zapach, wypełniający nozdrza.
Przeniosłam cały ciężar ciała na czubki palców, co wystarczyło by przylgnąć ustami do jego ust. Delikatne zetknięcie warg sprawiło, że odpuściłam i z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Nie tak to miało się zakończyć.
*
- Rodzina się powiększy?!
- Tak, Simone! - Klasnęła w dłonie Ria. - Ellie ma dwójkę rodzeństwa i zamierza przejąć nad nimi opiekę!
- To...
- Zajebista wiadomość! - Brunetka ujęła mnie pod ramię. - Masz ich zdjęcie?
- Mam - mruknęłam.
- To na co czekasz? Pokaż ich! - Spojrzałam na twarze wszystkich zgromadzonych. Nikt się nie sprzeciwiał, ale ewidentnie widziałam, że matka bliźniaków nie jest za bardzo zachwycona tą informacją. - No już, śmigaj po laptopa.
Ria tryskała entuzjazmem na wieść o dzieciakach. Może to było kwestią tego, że jest bliżej niż dalej trzydziestki, a swoich dzieci nie ma.
Zawsze zastanawiało mnie to, czy ona i Tom planują coś na przyszłość. Są ze sobą już kawałek czasu, a dalej mi nic nie wiadomo na temat zaręczyn czy coś. Czy ze względu na zespół te plany są nierealne? Tom nie chce się bawić w związek na papierku i dzieci?
Chyba najistotniejszą rzeczą dla mnie, powinno być to, czy Bill jest gotowy na moje nowe obowiązki.
"Damy radę."
Czy aby na pewno?

Z sypialni zabrałam komputer i zeszłam z nim do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli tak, jak ich zostawiłam.
- To Laura i Dylan. Są w Londynie.
- Jacy oni są uroczy!

*

- Są na dachu, na tarasie.
- A ty już uciekasz?
- Ria na mnie czeka, idziemy do kina.
- Tom...- Zatrzymał się wpół kroku. - Nie uważasz, że wprowadzam chaos do waszego życia?
- Skarbie, w chaosie to my żyjemy jakieś dziesięć lat - uśmiechnął się delikatnie i objął mnie. - Nie stresuj się naszą mamą, musi sobie to poukładać.
- To nie takie proste.
- Owszem, wszystko to ciężki orzech do zgryzienia, ale jako rodzina zawsze dajemy radę. - Odsunął się nieznacznie. - Ze mnie i Rii, Simone wnuków nie będzie miała, pojawiłaś się ty i to jest dla niej iskierką nadziei. - Uniosłam brew w zdziwieniu. - Oznajmiłaś, że zaopiekujesz się dwójką młodszego rodzeństwa, więc będzie miała więcej, niż by chciała. Daj jej się oswoić, a wierz mi, że później się nie opędzisz, bo wczuje się w rolę babci.
- Jedź już - poklepałam go po plecach. - Bo się spóźnicie.
- Bill da sobie z tym radę, bo wie, że na naszą pomoc zawsze może liczyć. - Pstryknął mnie w nos, a z kieszeni wyciągnął kluczyki od auta. - Pilnuj go z piciem, bo jutro mamy sesję zdjęciową.
Kiwnęłam tylko głową i zamknęłam za nim drzwi.
Kilku agentów kręciło się po studiu, a im wyżej wchodziłam po schodach, tym wyraźniejsza impreza do mnie dochodziła. Muzyka, głośne rozmowy, śmiechy.
- Cześć Ellie! - Krzyknął Andreas, kiedy weszłam już na górę. - Gdzie się podziewałaś?
- Cześć wszystkim - uśmiechnęłam się, chociaż ilość zebranych ludzi wcale mnie nie cieszyła. - Musiałam załatwić parę spraw. Coś świętujecie?
- Tak jakby wasze pępkowe - wtrącił Alex, unosząc w górę szklaneczkę z whisky. - Zdrowie przyszłych opiekunów!
- Nic się przed wami nie da ukryć? - Zajęłam miejsce obok Billa i zabrałam szklankę z jego dłoni. - Chyba muszę przeprowadzić szkolenie z serii "jak trzymać język za zębami". - mruknęłam, podając Blondynowi kluczyki od swojego auta.
- Jemu nie da się zakneblować buzi.
- Och, Andreas, nie będę zdradzała tego, jak przebiegało moje szkolenie.
- Przyznasz, Lavoe, że nauczyłaś się wtedy długo wstrzymywać powietrze pod wodą.
Czy to jakaś kpina? Nagrywane jest jakieś reality show, ze mną w roli głównej?
Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i widmo nadchodzącej katastrofy, to by wiele tłumaczyło.
- John...- prychnęłam pod nosem i odstawiłam z trzaskiem szklankę na stolik. - Co za niespodzianka.
- A i owszem - spojrzałam na niego z krzywym uśmiechem.
- To wy się znacie?
- Tak, Bill, chociaż Ellie przysięgała, że po studiach się więcej nie zobaczymy.
Kłamca.
- Nieudany romans? - Zagaił Alex, a we mnie zaczęło się buzować.
- Przez Johna prawie pożegnałam się z licencjatem.
- Ale tak urobiłaś promotora, że ci się udało, więc nie ma co drążyć tematu.
Oczywiście, że nie ma po co, bo takiej sytuacji nawet nie było. I najwyraźniej Bill też w to nie uwierzył, bo nim się zorientowałam, odpalał papierosa i wrócił do rozmowy z chłopakami.
- Ellie, musimy porozmawiać na osobności.
- Tak myślałam - wstałam, wygładzając spódnicę. - Zaraz wracamy.
W studio założony był podsłuch, więc skierowałam się w drugi koniec tarasu, tak, żeby Bill nas widział. Gdybyśmy się gdzieś schowali, awantura byłaby nieunikniona.
John oparł się plecami o barierki i przechylił głowę, uważniej mi się przyglądając.
- Miał racje, sporo schudłaś.
- Nie pieprz mi tu, tylko przechodź do sedna, zanim podniosę alarm - odpaliłam papierosa i dmuchnęłam mu dymem prosto w twarz. - Jesteś tu jakby nigdy nic, chociaż nie powinieneś.
- Nie muszę mówić z czyjego polecenia tu jestem?
- Jedyne co możesz przekazać Jeremiahowi, to "pierdol się". Nie wydam wam Kaulitza, ani nikogo z jego rodziny czy bliskich przyjaciół. - Zaczynały mi się trząść ręce, widząc jego lekceważącą minę. - Nie zastraszy mnie tym, że wysadzi mi samochód. Każda jego firma zostanie sprzedana konkurencji, razem z posiadłościami i apartamentami.
- Skończyłaś? - Wyprostował się, pokazując, że góruje nade mną. - To posłuchaj mnie uważnie. Jer przysłał mnie by cię ostrzec, zanim obudzisz się ze stryczkiem na szyi. Przestań kombinować z udziałami, bo najpierw zabiją nas, a potem ciebie i dzieciaki, a właściwie to dzieciaki zatłuką na twoich oczach, a ciebie okaleczą do końca życia, być może powoli pozbawią życia.
- Nie groź mi.
- Ja ci nie grożę Ell, ja ostrzegam. Jutro po południu w Los Angeles będzie Dylan z Laurą. - Moje oczy musiały przypominać w tej chwili pięciozłotówki. - Nie pytaj ilu ludzi, z którymi nie chcesz mieć do czynienia, to zorganizowało, ale uważają, że to zadziała na twoje szaleństwa jak czerwone światło.
- Powiedz temu świrowi, że ma zniknąć z mojego życia raz na zawsze.
Już miałam odchodzić od niego, ale złapał mnie za ramie, tak żebym wróciła na wcześniejsze miejsce.
- Nie bądź głupia. Poszperaj w dokumentach Jera, jego komputerze. Masz klapki na oczach i nie dostrzegasz wielu nieprawidłowości.
- Niby jakich?! Takich, że pochował żywcem Bian? Takich, że mnie porwał? Takich, że wysadził mi auto? Czy może przeszkadza mu, że mam faceta?
- Przeszkadza nam to, kto się wokół ciebie kręci i pierdoli akcje. - Wyrzuciłam niedopałek. - A teraz się uśmiechnij, bo "twój" facet nas obserwuje.
- Chcę się z nim spotkać.
Nie zwróciłam uwagi na jego wcześniejsze słowa. John nie będzie się ze mną bawił w żadne gierki.
- Jeżeli dowiedziesz tego, że można ci zaufać, to się z nim spotkasz.
- Mam zacząć współpracować z mafią, żebyś mi zaufał?
- Nie, masz im nie nacisnąć na odcisk. - Zauważyłam, że na tarasie pojawił się Lucas. Kiedy nas zobaczył, od razu skierował w miejsce, w którym staliśmy. - Swoją drogą, to już to zrobiłaś. Obserwuj i słuchaj. - Puścił mi oczko i zaczął odchodzić. - Tak w ogóle to pokoje dla dzieciaków są już naszykowane?
- Elisa, gdzie ty masz telefon?
- W torebce, a co? Zabili kogoś?
- Nie, twoje rodzeństwo jutro przylatuje. Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - Spojrzałam szybko na Johna, który pokręcił głową i wrócił do reszty. - Musimy obstawić lotnisko, to nie załatwi się w pięć minut.
- A skąd ty o tym wiesz?
Musiałam go tym zbić z tropu, bo na moment się zamotał. - U nas nic się nie ukryje, cała agencja tym żyje. - Uśmiechnął się. - Samolot ląduje o 14:55, więc od 14 musimy już być na lotnisku, żeby wszystko sprawdzić.
- Jaki ty troskliwy - mruknęłam.
Wieczór zrobił się chłodny, więc szybko wróciłam do Billa, który był wiecznie ciepły i chwalcie Pana, bo się na mnie nie obraził, tylko mocno do siebie przytulił.
- Ellie, karniak - Andreas wepchnął mi w rękę szklankę z whisky, której nie miałam jeszcze okazji wypić. - Kaulitz pantofel pije samą colę, więc nie masz wyjścia.
- Daj jej spokój, jest zmęczona i jedziemy do domu.
- Nie samcuj tutaj, Kaulitz, dobrze wiemy kto tu trzyma kogo pod pantoflem.
Przewróciłam oczami, kiedy Bill pokazał środkowego palca Andreasowi. Jak dzieci.
John ukradkiem podniósł swoją szklaneczkę, kierując w moją stronę, a za chwilę ją opróżnił. Zmrużyłam oczy i szybko opróżniłam swoją.
- Bill ma racje, jedziemy do domu. - Podniosłam się i złapałam jego dłoń, którą do mnie wyciągnął. - Za dużo wrażeń na ten dzień, a on ma jutro sesje.
- Sesje pełną wrażeń, to on zafunduje tobie.
- Oj Andy, Andy...
Pożegnaliśmy się z wszystkimi i po zabezpieczeniu terenu, wsiedliśmy do mojego auta.
Standardowo wrzuciłam torebkę za siedzenie i zapięłam pasy. Po dzisiejszej wycieczce po Kalifornii, jedyne na co miałam ochotę, to prysznic i łóżko, ale ten dzień może się tak nie skończyć.
- Mogę cię o coś prosić? - Zagaiłam, kiedy połapał się w tym, gdzie co jest w samochodzie i złapałam go za rękę. Zerknął na mnie szybko i kiwnął głową. - Konsultuj ze mną to, co chcesz powiedzieć znajomym na nasz temat.
- To Lucas wyleciał z tą informacją - zatrzymał się na światłach. - Musiałem to już wyjaśnić, żeby nie było niespodzianek. W każdym razie, będą się starali ukrywać dzieciaki razem z nami. - Mocniej wplątał swoje palce w moje. - Lavoe?
- Panieńskie - mruknęłam, na co Blondyn się zaśmiał. - Nie śmiej się, moja opiekunka była wielką fanką Hectora.
- No importa tu ausencia te sigo esperando* - zanucił.
- Idiota - zaśmiałam się i przytuliłam do jego ramienia.
- Ale twój.
 *

* Hector Lavoue - Ausencia  "Twoja nieobecność nie ma znaczenia, dalej czekam na ciebie"


11 komentarzy:

  1. Zbulwersowana Freiheit27 lutego 2015 16:13

    Klaudia....ty wiesz, że tęskniłam? Jakoś cię złapać nie mogłam ;-;
    No cóż.... Taki słodki Kaulitz pod koniec aw *-*
    Dzieci, dzieciaczki moje kochane aj ti ti ti...nie no ja wiem, że wspominałam Ci kiedyś, że chce Billa jako ojca no ale już nie chce. W sensie ty wiesz o co mi chodzi a przynajmniej powinnaś xd
    Tak więc, co tam moje 4 dni? pf...będe pisać ci komentarz trzy miesiące, o! I będe ci zabraniać dodać odcinek, tak długo aż mój komentarz się tu nie pojawi!

    No i nadchodzi to co mnie w koszmarach nawiedza. Koniec z Eli i Debillem ewh ;-; Nie wiem jak ja to przeżyje o.O serio noooo
    (skrzywdź mi tylko Ellie pod sam koniec to zabiorę Ci twojego synka - tak ty wiesz - i znajde cię i zakopię. ;-; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieć większy burdel w głowie niż młodszy Kaulitz to wyczyn - brawo dla Elisy :D
    Ej, a dlaczego ze strony Toma i Rii Simone nie może liczyć na wnuki? :o W ogóle Tom jest najlepszy <3
    Mam nadzieję, że to rodzeństwo Elisy to nie jest jakiś jeden wielki przekręt. I że na koniec Jeremiah wszystkich nie powystrzela. I z tym Lucasem jest coś nie tak... Nie zdziwię się, jeżeli maczał palce w tym wszystkim i jest jakimś łącznikiem -.- Nie lubię typa.
    No nic, czekam na rozwój sytuacji, mam nadzieję, że nadejdzie szybciej niż za kolejne trzy miesiące ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super odcinek,nie wiem czemu nie ma mojego komentarza pod 29 paragrafem ale dobra nie ważne... Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, czemu Ria i Tom nie będą miec dzieci, są przecież młodzi... i końcówka mega, gdy Bill jest taki słodki... Będę smutna, bo masz zamiar nie długo kończyć to opowiadanie ale mam nadzieję, że pojawisz się z kolejnym :) Czekam na nexta Caroline

    OdpowiedzUsuń
  4. oj oj poplątanie ale spoko ;d oby wyszło na prosta ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zawsze udany i dopracowany :D. Ciesze się ogromnie z każdym Twoim powrotem i niecierpliwie czekam na więcej ;).
    Zmartwił mnie fakt, że zmierzasz ku końcowi tej historii, no ale przecież żadne opowiadanie nie trwa wiecznie. Ale na pewno będę tu z chęcią zaglądała jeszcze przez długi czas po Twoim zakończeniu ;)
    Cóż na temat samego rozdziału mogę napisać? Interesujący to na pewno. Niby nic konkretnego się nie zdarzyło, a jednak.
    Samo zachowanie Kaulitza w stosunku do sprawy z rodzeństwem Elli. Pierwszy raz zachował się naprawdę dojrzale. Branie w młodym wieku dwójki dzieci na utrzymanie i wychowanie to dla obojga duże wyzwanie. Ell musi sprawdzić się jako matka, a Bill musi zaakceptować ten fakt i wspierać ją w tym.
    Tom- naprawdę zazdroszczę mu tego poczucia humoru... On nawet w najgorszym momencie potrafi doprowadzić człowieka do śmiechu. I jak chyba wszyscy tu, zastanawiam się dlaczego on i Ria nie zdecydują się na dzieci? Może Tom woli zwykły, luźny związek bez żadnych obowiązków?
    Końcówka świetna- kocham te ich chwile słodkości, które ostatnimi czasy często się zdarzają :D. Ale mam nadzieję, że Jer nie pokrzyżuje im planów i w końcu zniknie z ich życia...
    Życzę weny no i oczywiście czasu na pisanie ;). Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech nie kończ tego opowiadania :(((( Odcinek super jak zawsze zresztą :) Też się zastanawiam czemu Tom i Ria nie mogą mieć dzieci... I ten Lucas mnie wkurza... wydawal się być ok n początku, a potem wyszło szydlo z worka... Chcę więcej i mam nadzieję że nowy odcinek nadejdzie niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiedziałam, że tak na ciebie oddziałuję. I jak to? Ja jestem zaskakująca? Jeżeli chodzi o wisielców to jeśli miałabym wybierać własną śmieć to wybrałbym inny scenariusz.
    Cały odcinek i oni się nie pokłócili?! Aż dziw, przynajmniej po ostatnim odcinku. Zaczynałam się już martwić, że to był gwóźdź do trumny ich związku. Czyżby Kaulitz dorósł? W wieku dwudziestu kilku lat wypadałoby. Chociaż ja mam prawie 19 lat i dorosłość jest dla mnie odległą galaktyką.
    Kurwa, dlaczego ja mam zawsze problem z napisaniem ci czegoś z sensem? Jestem na jakiś durnowatych rekolekcjach, tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciało mi się iść na lekcje, bo od kilku lat nie chodzę na religię, i nie wiem, co ja mam ze sobą tutaj zrobić.
    Tak, Roksana trzyma się meritum. Nigdy mi to nie wychodzi , a kiedy mam coś powiedzieć to mam jakaś blokadę. Chyba jestem pierdolnięta. Możesz mnie zabić za ten komentarz, albo zastrzelić skoro cię jara broń.
    To może jeszcze ci napiszę, że Ellie jest naprawdę niesamowita skoro zdecydowała się zaopiekować się kimś kogo nie zna. Więzy krwi to nie wszystko. Często jest tak, że totalnie nie identyfikujesz się ze swoją rodziną, środowiskiem, które cię otacza. Ale ona mimo wszystko chce dla nich lepszego losu, dzieciństwa niż ona sama miała.
    Obiecuję, że kiedyś napiszę co długi odcinek z sensem, ale może po maturze jak w końcu się ogarnę.
    Ściskam mocno, kocham twoją wyrozumiałość do mojej osoby (mam nadzieję, że to tym odcinku dalej będziesz ją miała).
    P. S. Złe 'atrakcje'?

    OdpowiedzUsuń
  8. Zbierałam się kilka dni do napisania tego komentarza. I wiesz co? Spodziewałam się po takim czasie czegoś bardziej obfitego, czegoś lepszego. I nie wiem co ostatnio się ze mną stało, ale coraz częściej widzę błędy i jezu, poraziło to moje oczy.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział sie pojawi znacznie szybciej.
    A teraz do sedna. Bill jest idiotą i myślałam, że dłużej pociągniesz tą część historii. Tym bardziej, że obie dobrze wiemy, że tutaj jest co pisać. Ta historia ma w sobie tyle tajemnic, że łatwo je rozpisać. I mam nadzieję, że w następnym rozdziale dostanę Dylana na dzień dobry. Tak wiesz, z rozmachem, bo to jest ta część na którą czekam teraz najbardziej. Z tego względu, że reszta jest taka już... brakuje jej czegoś według mnie. Mogłabyś trochę bardziej popracować nad tą częścią Bill i Lucas. Kurwa, ta historia ma potencjał, a ty to gasisz! Ja się tak nie będę bawić. I właśnie strzelam focha z przytupem. Masz mi się poprawić z następnym rozdziałem, bo jak nie to się przestanę odzywać do Ciebie.
    W E N Y!

    Margoś.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj!
    Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na ten temat znajdziesz u mnie: http://the-last-chance-story.blogspot.com/2015/04/liebster-award_9.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć! Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award! :) Więcej informacji [tutaj]. Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś mi tutaj nie pasuje z Lucasem i mam coraz większe wątpliwości co do jego uczciwości wobec Elisy. Śmierdzi na kilometr ta cała sprawa z jego "schadzkami" z Billem. Jeśli serio Lucas jest tym złym to osobiście go uduszę!

    Ulżyło mi trochę, że Bill jednak dobrze przyjął wiadomość o dwójce dzieci w związku jego z Elisą. Do ostatniego momentu bałam się, że ich związek wisi na włosku i Bill nie będzie chciał brać na siebie takiej odpowiedzialności. Cieszę się, że jednak przyjął to na klatę i zapowiada się, że będą szczęśliwą rodzinką.
    Plan Toma na przyszłość jest kapitalny!

    OdpowiedzUsuń