Prosiłabym również (jeżeli ktoś to czyta) o zostawianie adresów swoich blogów, chętnie je odwiedzę.
Przyznaję się bez bicia, że korektę robiłam na szybko, więc mogą pojawić się jakieś błędy. W każdym razie, miłego czytania!
*
Oględziny zwłok były dalej
wykonywane przez prokuratora, pracowników policji oraz lekarza medycyny
sądowej. Basia zeznała tylko, że był to jej informator, który pomagał przy złapaniu
grupy przestępczej, zajmującej się kradzieżą i sprzedażą kradzionych dzieł
sztuki. Podała dane zamordowanego i po krótkim przesłuchaniu przez prokuratora,
byłyśmy wolne. Protokół oględzin miał zostać przefaksowany do biura najpóźniej
za dwa dni, bo sprawa morderstwa, była kolejnym dowodem w sprawie, którą
kierowała moja partnerka.
- Przez to będziemy miały więcej
papierkowej roboty – burknęła, gdy jechałyśmy do swojej jednostki, by zdać
służbowe auto. – I muszę znaleźć kolejnego informatora, co będzie graniczyło z
cudem. Ludzie powiązani z tym gangiem boją się mówić cokolwiek, a teraz będzie
jeszcze gorzej.
- Może ktoś się wyłamie.
- Ten się wyłamał i zobacz jak
skończył – dojeżdżałam do przejazdu kolejowego, kiedy zaczynali go zamykać. –
Serio? Akurat wtedy, gdy podjeżdżamy to zamykają szlaban!
- Zdążę wypalić zanim go otworzą.
Wyciągnij mi papierosy ze schowka – tylko mruknęła pod nosem i zaczęła ich
szukać. W międzyczasie zgasiłam silnik, wyjęłam zapalniczkę z kieszeni spodni i
westchnęłam, kiedy ta dalej nie mogła ich znaleźć. – Wcale się nie spiesz.
- Na pewno tu je chowałaś? O, tu
są – wyciągnęła mi z paczki jednego i podała.
- Dzięki. – Moją uwagę zwróciło
nagminne trąbienie auta. W lusterku zobaczyłam, że kierowca wcale nie zwalnia i
jedzie prosto na nas.
- Co to za debil? Szlaban jest
opuszczony, mamy odfrunąć stąd?!
Nie zdążyłam nawet odpalić
Mondeo, kiedy białe, terenowe Audi przejechało obok nas i zatrzymało się na
słupie z urwanym szlabanem na masce. Z szoku dopiero wyrwał mnie krzyk dróżnika
i dźwięk zbliżającego się pociągu. Kierowca terenówki nie wysiadał, a jego auto
stało centralnie na przejeździe.
Wyskoczyłam z samochodu i biegiem
rzuciłam się w stronę Audi. Wszystkie poduszki powietrzne uruchomiły się w
trakcie zderzenia, a facet był nieprzytomny. Auto było zamknięte, więc musiałam
wybić szybę łokciem i otworzyć drzwi od środka. Włączył się alarm, a w dodatku
widziałam już światła pociągu.
- Elisa, zostaw go, bo nie
zdążysz!
Nie zwracałam uwagi na krzyki
Basi, byłam już blisko, nie mogłam odejść. Musiałam dostać niesamowitego
zastrzyku adrenaliny, ponieważ od razu udało mi się wyciągnąć nieprzytomnie
ciało z wraku auta. Szczęście w nieszczęściu, że miał niezapięte pasy
bezpieczeństwa, bo wtedy na pewno nie udałoby mi się go wydostać.
W ostatniej chwili udało mi się
odbiec z ciałem od samochodu. Kiedy usłyszałam wybuch, potknęłam się o własne
nogi i runęłam z facetem na ziemię.
Nie zwracałam uwagi na to, co
dzieje się dookoła, chociaż miałam nad sobą kółko gapiów z samochodów, które
stały po drugiej stronie przejazdu, a na której ja aktualnie się znalazłam.
Sprawdziłam puls poszkodowanego. Trochę mi ulżyło, bo jednak
żył.
- Ty – wskazałam na jakiegoś
mężczyznę. – Wezwij pomoc.
Azjata uklęknął na wprost mnie i
wyciągnął telefon. Położyłam dłoń na czole nieprzytomnego, a drugą pod brodę i
odchyliłam jego głowę.
Udrożnij drogi oddechowe, sprawdź oddech. Posłuchaj, poczuj, popatrz
przez 10 sekund.
Przyłożyłam ucho do ust i nosa
blondyna.
- Czy on oddycha?
- Czekaj – musiałam się upewnić,
że klatka piersiowa się unosi, chociaż nadmiar biżuterii mi tego nie ułatwiał.
– Oddycha, ale jest nieprzytomny. Układam go w bezpiecznej pozycji.
Jedną rękę położyłam w poprzek na
klatce piersiowej, a drugą rękę wyciągnęłam wzdłuż leżącego, tuż obok głowy.
Obróciłam ofiarę, ciągnąć za biodro i ramię w stronę wyciągniętej ręki i
ugięłam mu nogi w kolanach.
- Pomoc już jedzie – usiadłam na
ziemi, obok ciała. – Jak się pani czuje, wszystko w porządku?
- Tak, schodzi ze mnie
adrenalina, nic mi nie będzie.
Spojrzałam na nieprzytomnego
blondyna. Miał trochę zakrwawioną twarz, ale to nie przeszkodziło mi w tym, by
go rozpoznać. Uratowałam samego Billa Kaulitza, wielkiego gwiazdora. No cóż,
zaraz po wypisie ze szpitala, będzie się tłumaczył w sądzie. Los Angeles może i
jest mekką sław, ale jest też miastem, które nie toleruje pijanych kierowców. W
dodatku spowodował poważną katastrofę na przejeździe kolejowym i życie wielu
osób zostało zagrożone. Całe szczęście, że przejeżdżała tędy tylko lokomotywa
bez wagonów, a nie pociąg pasażerski. Miałam tylko nadzieję, że kolejarzowi nic
się nie stało.
- FBI, zrobić przejście! –
Zdenerwowany głos Basi wyrwał mnie ze stanu zawieszenia. Podniosła mnie z ziemi
i zaczęła potrząsać za ramiona. – Co ty sobie wyobrażałaś?! Mogłaś zginąć za
jakiegoś pijanego czy zaćpanego palanta!
- Basia…
- Czy ty cierpisz na kompleks
superbohatera?! Codziennie narażasz się w pracy i jeszcze ci mało?!
- Uspokój się! – Krzyknęłam i
wyrwałam się z jej uścisku. – Nie rób niepotrzebnych scen. Nie zapominaj, że
jesteśmy funkcjonariuszami. – Zaczęłam szybko oddychać. - Strzec bezpieczeństwa
Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia, pamiętasz?
- Nie dyktuj mi przysięgi, nie w
tym momencie – wycelowała we mnie palec. Skoro nie umarłam, potrącona przez
pociąg, to chyba zginę od wybuchu wściekłości tej niepozornej kobiety. Była aż
czerwona na twarzy, a jej klatka piersiowa unosiła się w zaskakująco szybkim
tempie.
- Nie mogłam stać i bezczynnie
patrzeć jak on umiera…nie mogłam. - Ostatnie słowa niemal wyszeptałam. -
Jeremiah zginął przez to, że nic nie zrobiłam.
Z powrotem usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam jak kucnęła przede mną.
Z powrotem usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam jak kucnęła przede mną.
- Spójrz na mnie – niechętnie
podniosłam swoją głowę. – Nie porównuj tego gnoja do Jera. On zginął, bo nie
wiedział w co się pakuje, a ten tutaj, walnie pokutę przed sędzią i dostanie
tylko karę grzywny. Ma kasę, zapłaci, nawet nie mrugając okiem. Nie wiesz, czy
następnego dnia, nie zrobi tego samego.
- On jest moją pokutą –
zauważyłam jak blondyn otwiera oczy i zaczyna się ruszać. Odepchnęłam Basię i
klęknęłam przed nim. – Nie ruszaj się, miałeś wypadek.
- Mein Kopf…- nie reagował na
moje słowa i przyłożył rękę do swojej skroni.
- Nie ruszaj się – powtórzyłam
wolniej i głośniej. – Gdzie to cholerne pogotowie?!
Grymas, który wymalował się na
jego twarzy, sprawił, że poczułam na plecach zimny pot. Widok czyjegoś
cierpienia nie był dla mnie niczym przyjemnym. Mimo tego, że od prawie siedmiu
lat, wyzbywają się ze mnie emocji, to i tak ból, wymalowany na twarzy, obudzi
we mnie człowieczeństwo.
Złapałam kosmyk jego włosów, by
odsunąć go z twarzy. Jego oczy błądziły niespokojnie po otoczeniu. Zamiast
martwić się o to, czy będzie z nim wszystko dobrze, on bał się, że ktoś mu
zdjęcia zrobi? W takich sytuacjach, człowiek powinien myśleć o tym, czy
przeżyje, albo czy nie będzie miał trwałego urazu. Na szkoleniu z pierwszej
pomocy mówili nam, jakie są skutki wypadków. Zacznijmy choćby od urazu
kręgosłupa, stłuczenia, krwiaka czy wstrząśnienia mózgu. To nie są błahe
rzeczy.
Był w szoku, chciał się podnieść.
Złapałam go za rękę i zaczęłam miarowo głaskać go po włosach. Miałam nadzieję,
że to go trochę uspokoi. Jego ciemne, przeszywające oczy, były dla mnie kojącym
widokiem. Śmiem sądzić, że takie spojrzenie, zawsze zabierałoby koszmary, a w
zamian dawałoby otuchy. Tak, jak robiły to oczy Jeremiaha.
- Dlaczego ja w tym pięknym
spojrzeniu, widzę pustkę? – Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy jego palce
splotły się z moimi, a jego szept uspokajał rozbiegane myśli. Tego było mi w
tej chwili trzeba, a on sprawiał wrażenie, jakby doskonale zdawał sobie z tego
sprawę.
- Bo jestem dobrą aktorką i nie
okazuję emocji – uśmiechnęłam się do niego ciepło, a do moich uszu dotarł
dźwięk syreny. Pogotowie już przyjechało, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Faceci pewnie dostają przez to
szału, a ja chciałbym to zmienić.
- Powinieneś raczej myśleć o
swoim zdrowiu i dobrym prawniku, który wyciągnie cię z paki za jazdę pod
wpływem.
Odsunęłam się od niego, gdy
zobaczyłam ratowników medycznych. Pojawiła się również Policja i Straż Pożarna.
Kaulitzowi założono kołnierz ortopedyczny i przenieśli go na nosze. Czekała go
cała seria badań, zaczynając od tomografu, a kończąc na testach wykrywających
obecność środków odurzających. Strażacy gasili płonący samochód, a Policja,
oprócz kierowania ruchem, przesłuchiwała świadków zdarzenia. Przez spadek
adrenaliny w moim ciele nie byłam w stanie wstać z ziemi. Bolały mnie wszystkie
mięśnie, a brak snu dawał się we znaki. Zaczynało świtać, więc kolejny dzień pojawię
się w pracy niewyspana. Prawdopodobnie zdążę tylko podjechać do domu by wziąć
prysznic, przebrać się i może coś przekąsić.
- Musimy panią zabrać do szpitala
– dopiero głos lekarza wyrwał mnie ze stanu zawieszenia. – Wygląda na to, że
trzeba będzie oczyścić i szyć rany.
Dopiero po jego słowach poczułam
jak przez moje ramię przechodzi ból. Spojrzałam na lewą rękę i westchnęłam.
Wybiłam szybę gołym łokciem, który porządnie krwawił i dawał się we znaki. –
Myślałam, że oprócz rany postrzałowej, nic nie może tak boleć, a tu proszę,
załatwiła mnie szyba od auta.
- Pomogę pani wstać, zejście
adrenaliny nie jest przyjemnym uczuciem – wsparłam się na ramieniu ratownika i
stanęłam na nogi. Zaraz przed nami wyrosła Basia i pokazała mu swoją odznakę.
- Co z nią?
- Musimy dokładnie oczyścić rany,
pewnie trzeba będzie je zszyć. Na wszelki wypadek zrobimy prześwietlenie żeby
wykluczyć złamanie.
- Jedź do domu – przerwałam mu. –
Weź moją broń, a daj mi moją torbę. Wrócę do domu taksówką, albo zadzwonię po
Alana.
Szukała na mojej twarzy
załamania, strachu czy czegokolwiek, co nie pozwoliłoby jej by mnie zostawić.
Owszem, zaczęło mi się kręcić w głowie, a stróżki krwi, wypływające z rany,
powodowały dreszcze, ale dam sobie radę. Nie jestem małą dziewczynką, czy delikatną
kobietką. – Dobrze, złożę zeznania i pojadę do domu. Napisz mi jak wyjdziesz ze
szpitala, a ja zaraz zadzwonię do Alana żeby po ciebie przyjechał.
Przy pomocy lekarza zdjęłam
szelki z bronią i zabrałam swoją torbę. Wsiadłam do tej karetki, w której był już
wokalista. Mrugał oczami, byleby ponownie nie stracić przytomności, albo był to
wynik szoku. Zapięto mi pasy bezpieczeństwa i na sygnale pojechaliśmy do
szpitala.
Na szczęście nie miałam nic
złamanego, więc gips mnie ominie. Nie cieszyłam się, gdy wyciągali mi szkło z
rany. Chyba w życiu się tak nie nabluzgałam jak przy tym. Jeżeli już trafiałam
do szpitala, to byłam nieprzytomna, a towarzyszyła przy tym rana postrzałowa.
Nie czułam wtedy nic, bo wyjmowali nabój i zszywali mnie pod narkozą, a teraz
dostałam znieczulenie, które nic mi tak naprawdę nie pomagało. Wiem tylko, że
jak zakładali mi opatrunek, byłam strasznie zmęczona i marzyłam o tym, by
położyć się spać. Alan czekał na mnie w szpitalu i był wściekły. Byłam pewna,
że Basia nie omieszkała go powiadomić o moim heroicznym, a dla niej gówniarskim
zachowaniu.
Już widziałam jak nabierał powietrza, by zaserwować mi
opierdziel, ale mu przerwałam. – Błagam, oszczędź mi teraz swojej litanii,
jestem strasznie zmęczona, a za dwie godziny muszę być w pracy.
- To i tak cię nie ominie –
złapał moją torebkę, a drugie ramię wystawił bym go złapała. – Masz dzisiaj
wolne, dzwonił twój szef. Jedziemy do jednostki po twój samochód i wracamy do
domu, musisz się wyspać.
- I wykupić receptę, bo zwariuję
od bólu.
- Z chęcią bym ją podarł –
otworzył mi drzwi taksówki, a potem za mną zamknął. Podał adres kierowcy i
ruszyliśmy. – Może wtedy do ciebie dotrze, jak się czuję, gdy dzwonią do mnie z
informacją, że jesteś w szpitalu i ledwo udało ci się uciec przed pociągiem.
- Wiesz, że masz nieziemsko
seksowny akcent, gdy się wściekasz?
Obrzucił mnie tylko wymownym
spojrzeniem i zamilkł. Czasami miałam wrażenie, że Alan i Basia są jak moi
rodzice, których z resztą nie miałam. Ta dwójka trzyma ze sobą komitywę i za
byle przewinienie dostawałam opierdziel. Czułam się jak nastolatka w trakcie
młodzieńczego buntu, po rozwodzie rodziców. Z tą różnicą, że mi przypadło
mieszkanie z „tatusiem”. Mogę przemilczeć, to, że mam prawie 25 lat, Basia 32,
a Alan 33? Co oznacza, że są ode mnie niewiele starsi, chociaż w praktyce nie
zawsze mogę to odczuć.
Kiedy przesiadaliśmy się z
taksówki do mojego auta, Alan dalej milczał. Po raz kolejny zaczęły doskwierać
mi wyrzuty sumienia. On zawsze się o mnie martwił, a ja, jak typowa gówniara,
nie słuchałam go i robiłam, to co uważałam za ważniejsze, niż bezpieczniejsze.
Po śmierci Jeremiaha zawsze rzucałam się na pierwszy ogień, bo żyję w
przekonaniu, że już nic lepszego niż on, nie może mnie spotkać. Wiem, że się
mylę.
Bardzo dziwnie się czułam na miejscu
pasażera w mojej buni, ale nie zamierzałam już marudzić. Oparłam głowę na jego
ramieniu i przymknęłam oczy.
- Nie gniewaj się na mnie – jego
milczenie nie było dobrym znakiem. Zazwyczaj zwiastowało ciche dni, w ciągu
których będę musiała go czymś przekupić. – Czy jak się wyśpię i wrócę z
cmentarza, to pójdziesz ze mną na zakupy i kolację?
- Nie mów do mnie teraz.
Odsunęłam się od niego i nie mówiłam nic. Co rozkazał,
to dostał. Zatrzymaliśmy się przy aptece, gdzie wykupiłam leki przeciwbólowe i
korzystając z okazji, weszłam do sklepu po inne drobiazgi. Poradziłam sobie
sama. Nie chciałam również jego pomocy na parkingu, czy w drodze od windy do
drzwi mieszkania.
- No, pochwal się – nie zdążyłam
nawet zdjąć butów, kiedy Alan mnie zaatakował. Ręce splecione na klacie,
zmrużone oczy i lekceważący ton głosu. Nie miałam już dobrego humoru, by
poradzić sobie z moim przyjacielem i nie wywołać awantury. – Ile flaszeczek
schowałaś w torebce?
- Nie interesuj się tym –
fuknęłam na niego i chciałam iść do swojej sypialni, ale zagrodził mi drogę. –
Odejdź, nie mam już humoru.
- Dowiedziałaś się, że masz
wolne, to wolno ci się schlać?! W dodatku mamy 21 czerwca, czyli dzień na twoje
żale, tak?
- Alan, przestań…
- Nie pomoże ci wódka, czy
szarpanie się w skrajnościach. Minęły już dwa lata, a ty dalej tkwisz w tym,
zamiast ruszyć do przodu!
- Czas leczy rany i zaciera
ślady, tak? Gówno prawda! – O tak, moje zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. W
dodatku ból w ramieniu był nieznośny, znieczulenie przestawało działać. Nie
spałam od 24 godzin i teraz wypadała druga rocznica śmierci mojego męża. Chyba
miałam prawo być nieznośna chociaż na chwilę, chociaż ten jeden dzień. Nie
rozumiałam, czemu zarzucał mi to, że nie idę z życiem do przodu. Przecież
wstaję rano, jem śniadanie, jadę do pracy, stoję na straży bezpieczeństwa
swojego kraju, wracam do domu i idę spać. Nie mam czasu na robienie „wielkich
rzeczy” w swoim życiu, czy to ma oznaczać, że dalej tkwię w jednym miejscu? –
Czas tylko to łagodzi, ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili może wrócić. Mam
za sobą ciężką dobę, więc daj mi spokój.
- Co musi się stać żeby wróciła
ta beztroska dziewczyna, którą kiedyś byłaś?
Okej, i o to jestem :p
OdpowiedzUsuńMoże i nigdy dobra w pisaniu komentarzy nie byłam ale jednak to robię xd
No więc, strasznie mnie wzruszył moment gdy on ją wtedy za tą rękę chwycił. To takie słodkie, no. Za każdym razem gdy to czytam, zastanawiam się czy przez tą pracę nic jej się nie stanie.
Dziewczyna i taka praca to ciekawe połączenie, serio serio :p
Jeżeli dobrze rozumuję to ten Alan, to jej przyjaciel, ale tak jakby robi za tatę? Wczoraj gdy pisałam na swoim blogu zastanawiałam się kiedy tu coś dodasz i w momencie gdy opublikowałam odcinek stwierdziłam, że zrobisz to pewnie dzisiaj xd Tak, muszę częściej myśleć...
No to tyle. Ogólnie to uwielbiam to co piszesz i aż zachciało mi się płakać gdy zobaczyłam epilog (12) na ps.liebe dich.
No nic, ja czekam na następną część a na ten czas to weny życzę! ;))
Fajnie, że w ogóle coś napisałaś, bo to zawsze dodaje skrzydeł :)
UsuńKaulitz to pies na baby, wie co robi! A Alan rzeczywiście jest jak taki tatuś, w końcu to jej najlepszy przyjaciel.
Przez tą pracę już dawno temu Ellie coś się stało, ale bardziej zobaczymy to później. Praca w takich miejscach bardzo wpływa na ludzi, co wiem po sobie.
Odcinki pojawiają się jakoś raz w tygodniu, nie będę Was tak bardzo rozpieszczać jak na PS. Liebe Dich. :D
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
A ja nie mam nic przeciwko takieku rozpieszczaniu!
OdpowiedzUsuńKaulitz pies na baby, heh. Bardziej widziała bym tu Toma nie Billa :p
Cóż to opowiadanie jak i PS. liebe dich napewno trafia w moim telefonie do zakładki ulubione strony. :))
Hahaha :D Kolejny odcinek jest w początkowej fazie :P
UsuńJa chcę wyłamać go z tego stereotypu. Czasami mam wrażenie, że te wywiady z nim to gra pozorów i wcale nie jest taki "pluszowy". Tak jak mówię, to tylko moje zdanie :)
Przeczytałam. I właściwie to nie mam pojęcia, co powiedzieć sensownego. po dzisiejszym bulwersie... No cóż. Ogólnie, to E. według mnie zachowała się trochę lekkomyślnie. Ale z drugiej strony, chociaż nie strzegę prawa i bezpieczeństwa państwa (i nie zamierzam) to pewnie zrobiłabym dokładnie to samo. Wydaje mi się jednak, że ten rozdział nie jest zbyt długi, ale to może być wynik mojego chorego męczenia się z własnym. W każdym bądź razie czuję niedosyt, chociaż dzisiaj Kaulitz zbrzydł mi po całej linii, a w momencie przeczytania tego fragmentu o jego biżuterii parsknęłam śmiechem tak, że aż się oplułam.
OdpowiedzUsuńNo cóż. Życzę Ci robaczku weny i do następnego. ♥
Milusi ten początek znajomości Elisy i Kalosza, nie ma co tego ukrywać, ale w końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze i wszystko wyszło „katastrofalnie”, aczkolwiek nawet miło było. I w ogóle to Jeremiah (lubię to imię!) zginął przez nią? Czekam na więcej szczegółów, bo póki co mam wizję, jak on ginie na jej oczach, a ona biedna nie mogła nic z tym zrobić :c Dwa lata?... Alan, och, jak dobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńTylko jedna myśl przyszła mi do głowy po przeczytaniu tego odcinka: "co ten Kaulitz wyprawia?!".
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak zachowałabym się na miejscu Elisy. Chyba ludzie robią to automatycznie. I nie ma to nic wspólnego z odwagą. Jeśli masz jaja - rzucisz się na pomoc obcej osobie, byleby tylko uratować jej życie, nie dbając przy tym o to, czy tobie nie stanie się krzywda. Natomiast, jeśli jesteś zwykłym tchórzem lub nie obchodząc cię inni - będziesz stał z założonymi rękami i jeszcze przyglądał się z uśmiechem, kiedy ktoś ginie.
Ja wychodzę z założenia, że jeśli jest okazja, aby uratować komuś życie, to należy to zrobić. Niekoniecznie tracąc przy tym swoje, ale zawsze to coś. Jak pisałam - nie wiem, czy zrobiłabym to samo na miejscu bohaterki, ale bardzo podziwiam jej czyn.
Natomiast jestem przeciwna jej zatapianiu żali w alkoholu. To nigdy nie wychodzi ludziom na dobre i nie niesie żadnego ukojenia. Widziałam wiele sytuacji, w których alkohol miał zmywać smutki, lecz nigdy nie kończyło się to dobrze. Jednak każdy ma swoje życie i każdy wie, co robi.
Mam nadzieję, że Elisa wyjdzie z tego i nie będzie sięgać po wódę.
Początek znajomości bohaterki z Billem - cud, miód, malina! Lubię takiego wokalistę, który wie, czego chce i nie owija w bawełnę. W swoich opowiadaniach zawsze kreowałam go na romantyka, którego tylko by się chciało przytulać i głaskać, ale lubię czytać to Billu, który jest zupełnie inny. :)