poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Paragraf 2

Tadam! Mały prezent, (po)świąteczny odcinek.
Prosiłabym również (jeżeli ktoś to czyta) o zostawianie adresów swoich blogów, chętnie je odwiedzę.
Przyznaję się bez bicia, że korektę robiłam na szybko, więc mogą pojawić się jakieś błędy. W każdym razie, miłego czytania!
*


Oględziny zwłok były dalej wykonywane przez prokuratora, pracowników policji oraz lekarza medycyny sądowej. Basia zeznała tylko, że był to jej informator, który pomagał przy złapaniu grupy przestępczej, zajmującej się kradzieżą i sprzedażą kradzionych dzieł sztuki. Podała dane zamordowanego i po krótkim przesłuchaniu przez prokuratora, byłyśmy wolne. Protokół oględzin miał zostać przefaksowany do biura najpóźniej za dwa dni, bo sprawa morderstwa, była kolejnym dowodem w sprawie, którą kierowała moja partnerka.
- Przez to będziemy miały więcej papierkowej roboty – burknęła, gdy jechałyśmy do swojej jednostki, by zdać służbowe auto. – I muszę znaleźć kolejnego informatora, co będzie graniczyło z cudem. Ludzie powiązani z tym gangiem boją się mówić cokolwiek, a teraz będzie jeszcze gorzej.
- Może ktoś się wyłamie.
- Ten się wyłamał i zobacz jak skończył – dojeżdżałam do przejazdu kolejowego, kiedy zaczynali go zamykać. – Serio? Akurat wtedy, gdy podjeżdżamy to zamykają szlaban!
- Zdążę wypalić zanim go otworzą. Wyciągnij mi papierosy ze schowka – tylko mruknęła pod nosem i zaczęła ich szukać. W międzyczasie zgasiłam silnik, wyjęłam zapalniczkę z kieszeni spodni i westchnęłam, kiedy ta dalej nie mogła ich znaleźć. – Wcale się nie spiesz.
- Na pewno tu je chowałaś? O, tu są – wyciągnęła mi z paczki jednego i podała.
- Dzięki. – Moją uwagę zwróciło nagminne trąbienie auta. W lusterku zobaczyłam, że kierowca wcale nie zwalnia i jedzie prosto na nas.
- Co to za debil? Szlaban jest opuszczony, mamy odfrunąć stąd?!
Nie zdążyłam nawet odpalić Mondeo, kiedy białe, terenowe Audi przejechało obok nas i zatrzymało się na słupie z urwanym szlabanem na masce. Z szoku dopiero wyrwał mnie krzyk dróżnika i dźwięk zbliżającego się pociągu. Kierowca terenówki nie wysiadał, a jego auto stało centralnie na przejeździe.
Wyskoczyłam z samochodu i biegiem rzuciłam się w stronę Audi. Wszystkie poduszki powietrzne uruchomiły się w trakcie zderzenia, a facet był nieprzytomny. Auto było zamknięte, więc musiałam wybić szybę łokciem i otworzyć drzwi od środka. Włączył się alarm, a w dodatku widziałam już światła pociągu.
- Elisa, zostaw go, bo nie zdążysz!
Nie zwracałam uwagi na krzyki Basi, byłam już blisko, nie mogłam odejść. Musiałam dostać niesamowitego zastrzyku adrenaliny, ponieważ od razu udało mi się wyciągnąć nieprzytomnie ciało z wraku auta. Szczęście w nieszczęściu, że miał niezapięte pasy bezpieczeństwa, bo wtedy na pewno nie udałoby mi się go wydostać.
W ostatniej chwili udało mi się odbiec z ciałem od samochodu. Kiedy usłyszałam wybuch, potknęłam się o własne nogi i runęłam z facetem na ziemię.
Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się dookoła, chociaż miałam nad sobą kółko gapiów z samochodów, które stały po drugiej stronie przejazdu, a na której ja aktualnie się znalazłam.
Sprawdziłam puls poszkodowanego. Trochę mi ulżyło, bo jednak żył.
- Ty – wskazałam na jakiegoś mężczyznę. – Wezwij pomoc.
Azjata uklęknął na wprost mnie i wyciągnął telefon. Położyłam dłoń na czole nieprzytomnego, a drugą pod brodę i odchyliłam jego głowę.

Udrożnij drogi oddechowe, sprawdź oddech. Posłuchaj, poczuj, popatrz przez 10 sekund.

Przyłożyłam ucho do ust i nosa blondyna.
- Czy on oddycha?
- Czekaj – musiałam się upewnić, że klatka piersiowa się unosi, chociaż nadmiar biżuterii mi tego nie ułatwiał. – Oddycha, ale jest nieprzytomny. Układam go w bezpiecznej pozycji.
Jedną rękę położyłam w poprzek na klatce piersiowej, a drugą rękę wyciągnęłam wzdłuż leżącego, tuż obok głowy. Obróciłam ofiarę, ciągnąć za biodro i ramię w stronę wyciągniętej ręki i ugięłam mu nogi w kolanach.
- Pomoc już jedzie – usiadłam na ziemi, obok ciała. – Jak się pani czuje, wszystko w porządku?
- Tak, schodzi ze mnie adrenalina, nic mi nie będzie.
Spojrzałam na nieprzytomnego blondyna. Miał trochę zakrwawioną twarz, ale to nie przeszkodziło mi w tym, by go rozpoznać. Uratowałam samego Billa Kaulitza, wielkiego gwiazdora. No cóż, zaraz po wypisie ze szpitala, będzie się tłumaczył w sądzie. Los Angeles może i jest mekką sław, ale jest też miastem, które nie toleruje pijanych kierowców. W dodatku spowodował poważną katastrofę na przejeździe kolejowym i życie wielu osób zostało zagrożone. Całe szczęście, że przejeżdżała tędy tylko lokomotywa bez wagonów, a nie pociąg pasażerski. Miałam tylko nadzieję, że kolejarzowi nic się nie stało.
- FBI, zrobić przejście! – Zdenerwowany głos Basi wyrwał mnie ze stanu zawieszenia. Podniosła mnie z ziemi i zaczęła potrząsać za ramiona. – Co ty sobie wyobrażałaś?! Mogłaś zginąć za jakiegoś pijanego czy zaćpanego palanta!
- Basia…
- Czy ty cierpisz na kompleks superbohatera?! Codziennie narażasz się w pracy i jeszcze ci mało?!
- Uspokój się! – Krzyknęłam i wyrwałam się z jej uścisku. – Nie rób niepotrzebnych scen. Nie zapominaj, że jesteśmy funkcjonariuszami. – Zaczęłam szybko oddychać. - Strzec bezpieczeństwa Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia, pamiętasz?
- Nie dyktuj mi przysięgi, nie w tym momencie – wycelowała we mnie palec. Skoro nie umarłam, potrącona przez pociąg, to chyba zginę od wybuchu wściekłości tej niepozornej kobiety. Była aż czerwona na twarzy, a jej klatka piersiowa unosiła się w zaskakująco szybkim tempie.
- Nie mogłam stać i bezczynnie patrzeć jak on umiera…nie mogłam. - Ostatnie słowa niemal wyszeptałam. - Jeremiah zginął przez to, że nic nie zrobiłam.
Z powrotem usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam jak kucnęła przede mną.
- Spójrz na mnie – niechętnie podniosłam swoją głowę. – Nie porównuj tego gnoja do Jera. On zginął, bo nie wiedział w co się pakuje, a ten tutaj, walnie pokutę przed sędzią i dostanie tylko karę grzywny. Ma kasę, zapłaci, nawet nie mrugając okiem. Nie wiesz, czy następnego dnia, nie zrobi tego samego.
- On jest moją pokutą – zauważyłam jak blondyn otwiera oczy i zaczyna się ruszać. Odepchnęłam Basię i klęknęłam przed nim. – Nie ruszaj się, miałeś wypadek.
- Mein Kopf…- nie reagował na moje słowa i przyłożył rękę do swojej skroni.
- Nie ruszaj się – powtórzyłam wolniej i głośniej. – Gdzie to cholerne pogotowie?!
Grymas, który wymalował się na jego twarzy, sprawił, że poczułam na plecach zimny pot. Widok czyjegoś cierpienia nie był dla mnie niczym przyjemnym. Mimo tego, że od prawie siedmiu lat, wyzbywają się ze mnie emocji, to i tak ból, wymalowany na twarzy, obudzi we mnie człowieczeństwo.
Złapałam kosmyk jego włosów, by odsunąć go z twarzy. Jego oczy błądziły niespokojnie po otoczeniu. Zamiast martwić się o to, czy będzie z nim wszystko dobrze, on bał się, że ktoś mu zdjęcia zrobi? W takich sytuacjach, człowiek powinien myśleć o tym, czy przeżyje, albo czy nie będzie miał trwałego urazu. Na szkoleniu z pierwszej pomocy mówili nam, jakie są skutki wypadków. Zacznijmy choćby od urazu kręgosłupa, stłuczenia, krwiaka czy wstrząśnienia mózgu. To nie są błahe rzeczy.
Był w szoku, chciał się podnieść. Złapałam go za rękę i zaczęłam miarowo głaskać go po włosach. Miałam nadzieję, że to go trochę uspokoi. Jego ciemne, przeszywające oczy, były dla mnie kojącym widokiem. Śmiem sądzić, że takie spojrzenie, zawsze zabierałoby koszmary, a w zamian dawałoby otuchy. Tak, jak robiły to oczy Jeremiaha.
- Dlaczego ja w tym pięknym spojrzeniu, widzę pustkę? – Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy jego palce splotły się z moimi, a jego szept uspokajał rozbiegane myśli. Tego było mi w tej chwili trzeba, a on sprawiał wrażenie, jakby doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Bo jestem dobrą aktorką i nie okazuję emocji – uśmiechnęłam się do niego ciepło, a do moich uszu dotarł dźwięk syreny. Pogotowie już przyjechało, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Faceci pewnie dostają przez to szału, a ja chciałbym to zmienić.
- Powinieneś raczej myśleć o swoim zdrowiu i dobrym prawniku, który wyciągnie cię z paki za jazdę pod wpływem.
Odsunęłam się od niego, gdy zobaczyłam ratowników medycznych. Pojawiła się również Policja i Straż Pożarna. Kaulitzowi założono kołnierz ortopedyczny i przenieśli go na nosze. Czekała go cała seria badań, zaczynając od tomografu, a kończąc na testach wykrywających obecność środków odurzających. Strażacy gasili płonący samochód, a Policja, oprócz kierowania ruchem, przesłuchiwała świadków zdarzenia. Przez spadek adrenaliny w moim ciele nie byłam w stanie wstać z ziemi. Bolały mnie wszystkie mięśnie, a brak snu dawał się we znaki. Zaczynało świtać, więc kolejny dzień pojawię się w pracy niewyspana. Prawdopodobnie zdążę tylko podjechać do domu by wziąć prysznic, przebrać się i może coś przekąsić.
- Musimy panią zabrać do szpitala – dopiero głos lekarza wyrwał mnie ze stanu zawieszenia. – Wygląda na to, że trzeba będzie oczyścić i szyć rany.
Dopiero po jego słowach poczułam jak przez moje ramię przechodzi ból. Spojrzałam na lewą rękę i westchnęłam. Wybiłam szybę gołym łokciem, który porządnie krwawił i dawał się we znaki. – Myślałam, że oprócz rany postrzałowej, nic nie może tak boleć, a tu proszę, załatwiła mnie szyba od auta.
- Pomogę pani wstać, zejście adrenaliny nie jest przyjemnym uczuciem – wsparłam się na ramieniu ratownika i stanęłam na nogi. Zaraz przed nami wyrosła Basia i pokazała mu swoją odznakę.
- Co z nią?
- Musimy dokładnie oczyścić rany, pewnie trzeba będzie je zszyć. Na wszelki wypadek zrobimy prześwietlenie żeby wykluczyć złamanie.
- Jedź do domu – przerwałam mu. – Weź moją broń, a daj mi moją torbę. Wrócę do domu taksówką, albo zadzwonię po Alana.
Szukała na mojej twarzy załamania, strachu czy czegokolwiek, co nie pozwoliłoby jej by mnie zostawić. Owszem, zaczęło mi się kręcić w głowie, a stróżki krwi, wypływające z rany, powodowały dreszcze, ale dam sobie radę. Nie jestem małą dziewczynką, czy delikatną kobietką. – Dobrze, złożę zeznania i pojadę do domu. Napisz mi jak wyjdziesz ze szpitala, a ja zaraz zadzwonię do Alana żeby po ciebie przyjechał.
Przy pomocy lekarza zdjęłam szelki z bronią i zabrałam swoją torbę. Wsiadłam do tej karetki, w której był już wokalista. Mrugał oczami, byleby ponownie nie stracić przytomności, albo był to wynik szoku. Zapięto mi pasy bezpieczeństwa i na sygnale pojechaliśmy do szpitala.
Na szczęście nie miałam nic złamanego, więc gips mnie ominie. Nie cieszyłam się, gdy wyciągali mi szkło z rany. Chyba w życiu się tak nie nabluzgałam jak przy tym. Jeżeli już trafiałam do szpitala, to byłam nieprzytomna, a towarzyszyła przy tym rana postrzałowa. Nie czułam wtedy nic, bo wyjmowali nabój i zszywali mnie pod narkozą, a teraz dostałam znieczulenie, które nic mi tak naprawdę nie pomagało. Wiem tylko, że jak zakładali mi opatrunek, byłam strasznie zmęczona i marzyłam o tym, by położyć się spać. Alan czekał na mnie w szpitalu i był wściekły. Byłam pewna, że Basia nie omieszkała go powiadomić o moim heroicznym, a dla niej gówniarskim zachowaniu.
Już widziałam jak nabierał powietrza, by zaserwować mi opierdziel, ale mu przerwałam. – Błagam, oszczędź mi teraz swojej litanii, jestem strasznie zmęczona, a za dwie godziny muszę być w pracy.
- To i tak cię nie ominie – złapał moją torebkę, a drugie ramię wystawił bym go złapała. – Masz dzisiaj wolne, dzwonił twój szef. Jedziemy do jednostki po twój samochód i wracamy do domu, musisz się wyspać.
- I wykupić receptę, bo zwariuję od bólu.
- Z chęcią bym ją podarł – otworzył mi drzwi taksówki, a potem za mną zamknął. Podał adres kierowcy i ruszyliśmy. – Może wtedy do ciebie dotrze, jak się czuję, gdy dzwonią do mnie z informacją, że jesteś w szpitalu i ledwo udało ci się uciec przed pociągiem.
- Wiesz, że masz nieziemsko seksowny akcent, gdy się wściekasz?
Obrzucił mnie tylko wymownym spojrzeniem i zamilkł. Czasami miałam wrażenie, że Alan i Basia są jak moi rodzice, których z resztą nie miałam. Ta dwójka trzyma ze sobą komitywę i za byle przewinienie dostawałam opierdziel. Czułam się jak nastolatka w trakcie młodzieńczego buntu, po rozwodzie rodziców. Z tą różnicą, że mi przypadło mieszkanie z „tatusiem”. Mogę przemilczeć, to, że mam prawie 25 lat, Basia 32, a Alan 33? Co oznacza, że są ode mnie niewiele starsi, chociaż w praktyce nie zawsze mogę to odczuć.
Kiedy przesiadaliśmy się z taksówki do mojego auta, Alan dalej milczał. Po raz kolejny zaczęły doskwierać mi wyrzuty sumienia. On zawsze się o mnie martwił, a ja, jak typowa gówniara, nie słuchałam go i robiłam, to co uważałam za ważniejsze, niż bezpieczniejsze. Po śmierci Jeremiaha zawsze rzucałam się na pierwszy ogień, bo żyję w przekonaniu, że już nic lepszego niż on, nie może mnie spotkać. Wiem, że się mylę.
Bardzo dziwnie się czułam na miejscu pasażera w mojej buni, ale nie zamierzałam już marudzić. Oparłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy.
- Nie gniewaj się na mnie – jego milczenie nie było dobrym znakiem. Zazwyczaj zwiastowało ciche dni, w ciągu których będę musiała go czymś przekupić. – Czy jak się wyśpię i wrócę z cmentarza, to pójdziesz ze mną na zakupy i kolację? 
- Nie mów do mnie teraz.
Odsunęłam się od niego i nie mówiłam nic. Co rozkazał, to dostał. Zatrzymaliśmy się przy aptece, gdzie wykupiłam leki przeciwbólowe i korzystając z okazji, weszłam do sklepu po inne drobiazgi. Poradziłam sobie sama. Nie chciałam również jego pomocy na parkingu, czy w drodze od windy do drzwi mieszkania. 
- No, pochwal się – nie zdążyłam nawet zdjąć butów, kiedy Alan mnie zaatakował. Ręce splecione na klacie, zmrużone oczy i lekceważący ton głosu. Nie miałam już dobrego humoru, by poradzić sobie z moim przyjacielem i nie wywołać awantury. – Ile flaszeczek schowałaś w torebce?
- Nie interesuj się tym – fuknęłam na niego i chciałam iść do swojej sypialni, ale zagrodził mi drogę. – Odejdź, nie mam już humoru.
- Dowiedziałaś się, że masz wolne, to wolno ci się schlać?! W dodatku mamy 21 czerwca, czyli dzień na twoje żale, tak?
- Alan, przestań…
- Nie pomoże ci wódka, czy szarpanie się w skrajnościach. Minęły już dwa lata, a ty dalej tkwisz w tym, zamiast ruszyć do przodu!
- Czas leczy rany i zaciera ślady, tak? Gówno prawda! – O tak, moje zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. W dodatku ból w ramieniu był nieznośny, znieczulenie przestawało działać. Nie spałam od 24 godzin i teraz wypadała druga rocznica śmierci mojego męża. Chyba miałam prawo być nieznośna chociaż na chwilę, chociaż ten jeden dzień. Nie rozumiałam, czemu zarzucał mi to, że nie idę z życiem do przodu. Przecież wstaję rano, jem śniadanie, jadę do pracy, stoję na straży bezpieczeństwa swojego kraju, wracam do domu i idę spać. Nie mam czasu na robienie „wielkich rzeczy” w swoim życiu, czy to ma oznaczać, że dalej tkwię w jednym miejscu? – Czas tylko to łagodzi, ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili może wrócić. Mam za sobą ciężką dobę, więc daj mi spokój.
- Co musi się stać żeby wróciła ta beztroska dziewczyna, którą kiedyś byłaś?


7 komentarzy:

  1. Okej, i o to jestem :p
    Może i nigdy dobra w pisaniu komentarzy nie byłam ale jednak to robię xd
    No więc, strasznie mnie wzruszył moment gdy on ją wtedy za tą rękę chwycił. To takie słodkie, no. Za każdym razem gdy to czytam, zastanawiam się czy przez tą pracę nic jej się nie stanie.
    Dziewczyna i taka praca to ciekawe połączenie, serio serio :p
    Jeżeli dobrze rozumuję to ten Alan, to jej przyjaciel, ale tak jakby robi za tatę? Wczoraj gdy pisałam na swoim blogu zastanawiałam się kiedy tu coś dodasz i w momencie gdy opublikowałam odcinek stwierdziłam, że zrobisz to pewnie dzisiaj xd Tak, muszę częściej myśleć...
    No to tyle. Ogólnie to uwielbiam to co piszesz i aż zachciało mi się płakać gdy zobaczyłam epilog (12) na ps.liebe dich.

    No nic, ja czekam na następną część a na ten czas to weny życzę! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że w ogóle coś napisałaś, bo to zawsze dodaje skrzydeł :)
      Kaulitz to pies na baby, wie co robi! A Alan rzeczywiście jest jak taki tatuś, w końcu to jej najlepszy przyjaciel.
      Przez tą pracę już dawno temu Ellie coś się stało, ale bardziej zobaczymy to później. Praca w takich miejscach bardzo wpływa na ludzi, co wiem po sobie.
      Odcinki pojawiają się jakoś raz w tygodniu, nie będę Was tak bardzo rozpieszczać jak na PS. Liebe Dich. :D
      Cieszę się, że przypadło Ci do gustu i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.

      Usuń
  2. A ja nie mam nic przeciwko takieku rozpieszczaniu!
    Kaulitz pies na baby, heh. Bardziej widziała bym tu Toma nie Billa :p
    Cóż to opowiadanie jak i PS. liebe dich napewno trafia w moim telefonie do zakładki ulubione strony. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :D Kolejny odcinek jest w początkowej fazie :P
      Ja chcę wyłamać go z tego stereotypu. Czasami mam wrażenie, że te wywiady z nim to gra pozorów i wcale nie jest taki "pluszowy". Tak jak mówię, to tylko moje zdanie :)

      Usuń
  3. Przeczytałam. I właściwie to nie mam pojęcia, co powiedzieć sensownego. po dzisiejszym bulwersie... No cóż. Ogólnie, to E. według mnie zachowała się trochę lekkomyślnie. Ale z drugiej strony, chociaż nie strzegę prawa i bezpieczeństwa państwa (i nie zamierzam) to pewnie zrobiłabym dokładnie to samo. Wydaje mi się jednak, że ten rozdział nie jest zbyt długi, ale to może być wynik mojego chorego męczenia się z własnym. W każdym bądź razie czuję niedosyt, chociaż dzisiaj Kaulitz zbrzydł mi po całej linii, a w momencie przeczytania tego fragmentu o jego biżuterii parsknęłam śmiechem tak, że aż się oplułam.
    No cóż. Życzę Ci robaczku weny i do następnego. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Milusi ten początek znajomości Elisy i Kalosza, nie ma co tego ukrywać, ale w końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze i wszystko wyszło „katastrofalnie”, aczkolwiek nawet miło było. I w ogóle to Jeremiah (lubię to imię!) zginął przez nią? Czekam na więcej szczegółów, bo póki co mam wizję, jak on ginie na jej oczach, a ona biedna nie mogła nic z tym zrobić :c Dwa lata?... Alan, och, jak dobrze, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko jedna myśl przyszła mi do głowy po przeczytaniu tego odcinka: "co ten Kaulitz wyprawia?!".
    Nie wiem, jak zachowałabym się na miejscu Elisy. Chyba ludzie robią to automatycznie. I nie ma to nic wspólnego z odwagą. Jeśli masz jaja - rzucisz się na pomoc obcej osobie, byleby tylko uratować jej życie, nie dbając przy tym o to, czy tobie nie stanie się krzywda. Natomiast, jeśli jesteś zwykłym tchórzem lub nie obchodząc cię inni - będziesz stał z założonymi rękami i jeszcze przyglądał się z uśmiechem, kiedy ktoś ginie.
    Ja wychodzę z założenia, że jeśli jest okazja, aby uratować komuś życie, to należy to zrobić. Niekoniecznie tracąc przy tym swoje, ale zawsze to coś. Jak pisałam - nie wiem, czy zrobiłabym to samo na miejscu bohaterki, ale bardzo podziwiam jej czyn.
    Natomiast jestem przeciwna jej zatapianiu żali w alkoholu. To nigdy nie wychodzi ludziom na dobre i nie niesie żadnego ukojenia. Widziałam wiele sytuacji, w których alkohol miał zmywać smutki, lecz nigdy nie kończyło się to dobrze. Jednak każdy ma swoje życie i każdy wie, co robi.
    Mam nadzieję, że Elisa wyjdzie z tego i nie będzie sięgać po wódę.
    Początek znajomości bohaterki z Billem - cud, miód, malina! Lubię takiego wokalistę, który wie, czego chce i nie owija w bawełnę. W swoich opowiadaniach zawsze kreowałam go na romantyka, którego tylko by się chciało przytulać i głaskać, ale lubię czytać to Billu, który jest zupełnie inny. :)

    OdpowiedzUsuń