Wachlowanie książką nic nie dało, wypieki dalej zostały.
Chyba muszę im podziękować, bo zachciało mi się pisać :D
*
- Możesz mi teraz wyjaśnić dlaczego wróciłaś do
munduru?
- Widziałeś zdjęcie, poszedł z tą niunią do pokoju
i wyciekło zdjęcie - przeciągnęłam się na fotelu. - Przecież nie będę z nim w
związku, kiedy zdradził.
Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do studia
Alana, by Bill mógł podciąć włosy i zamalować swoje odrosty.
Sporo ludzi się kręciło i plotkowało między sobą. W
końcu Bill Kaulitz pokazał się na mieście ze swoją "byłą dziewczyną, która
jest jego ochroniarzem". Nie obyło się też bez paparazzi, którzy robili
zdjęcia przez szybę, więc wiadomość obiegła już sporą część świata.
- Wiesz, że niszczysz go tym.
- Dlaczego go bronisz? - Odłożyłam jakieś pismo na
stolik. - Nie będę narażała swojej opinii, dość już plotek w pracy -
prychnęłam. - Chociaż teraz dopiero zaczną się śmiać. Nie było mnie zaledwie
trzy tygodnie i już znalazł sobie panienkę.
- Teoretycznie nie jesteście razem, więc cię nie
zdradził.
- Teoretycznie miałam go tylko bronić i pilnować, a
nie spać z nim w jednym łóżku i pozwalać, by zabawiał się ze mną.
- Chciałaś dać mu szansę, prawda?
- To już nieistotne - wstałam i wyciągnęłam z
kieszeni papierosy. - Idę zapalić na zaplecze.
Przekazałam Lucasowi wiadomość i poszłam na tyły
salonu. Dwie pracownice również tam paliły, a po moim wejściu ucichły. Tak już
zostanie. Będę znana jako podstawiona dziewczyna Kaulitza i przynajmniej przez
kilka lat ludzie o tym nie zapomną.
- Margharet i Lilly, miło was widzieć - odpaliłam
papierosa i posłałam im swój firmowy uśmieszek. - Jak tam ploteczki?
- Muszę wracać do pracy - mruknęła pierwsza i
zgasiła papierosa w popielniczce.
- Tak, ja też, zaraz klientka przychodzi - Lilly
poszła w ślady koleżanki i zostałam w pomieszczeniu sama. Jak zwykle zresztą.
Wypuszczając dym z ust, spojrzałam na swoje odbicie
w lustrze. Włosy zostały niedbale związane w koka, twarz całkowicie blada, bez
wyrazu. Dopiero teraz zobaczyłam, że rzeczywiście sporo zeszłam z wagi. Spodnie
trzymały się na pasku i nie opinały mojej pupy jak zawsze, tylko lekko zwisały.
Nawet biustonosz zrobił się za duży. W dodatku korektor nie poradził sobie z
sińcami pod oczami, a kości policzkowe były ostrzej zarysowane.
Ostatni raz, do takiego stanu doprowadziłam się po
"śmierci" Jeremiaha. Przestałam normalnie jeść, sporo piłam i przez
to na wadze straciłam jakieś dziesięć kilogramów. Dopiero pod groźbą wydalenia
ze służby wzięłam się za siebie. I historia teraz zaczyna się powtarzać.
Boże, nawet szelki z bronią zwisały ze mnie, bo
były za duże.
- Ellie? - Odwróciłam się od lustra, by spojrzeć na
Andersona. Blondyn spojrzał na mnie od góry do dołu, a mnie zrobiło się jeszcze
gorzej pod tym spojrzeniem. - Źle wyglądasz, wszyscy to mówią, a ja
potwierdzam.
- To miało brzmieć jak "Cześć Ellie, miło cię
widzieć"?
- Skarbie - podszedł do mnie i złapał za rękę. -
Ubrania na tobie wiszą, a twarz wygląda jakby została tworzona przy pomocy
linijki. Nie będę kłamał, że dobrze wyglądasz.
- Wyglądam tak, jak się czuję - oparłam głowę o
ścianę. - Jako kolejny przyszedłeś się ze mnie wyśmiewać czy drwić?
- Jeżeli to poprawi twój wygląd i samopoczucie, to
tak.
- Jestem po prostu zmęczona tą sprawą i wycieczką
do Londynu.
Wskazał mi na krzesełko - Siadaj, trochę cię
poprawię, zanim Alan rozniesie w pył wszystkich.
- Dlaczego miałby to robić?
- Wściekł się na to zdjęcie, na to jak wyglądasz i
w sumie przed chwilą kłócił się z Billem i Lucasem - usiadłam na wskazanym
miejscu i uniosłam jedną brew w zdziwieniu. - Na Kaulitza najechał z tekstem pod
tytułem "jesteś zwyczajną dziwką, która szuka wrażeń", a z Lucasem
negocjuje wolne dla ciebie. Wiesz, że on nie krępuje się nawet przy klientach -
spojrzałam się na sufit, kiedy nakładał mi korektor pod oczy. - Nikt nie
odważył się odpyskować.
- Ellie, wracasz do domu z Alanem. Walizki z domu Kaulitza jeszcze
dzisiaj ci przywiozę.
Dotknęłam przełącznika w swoim uchu, by
odpowiedzieć. - Na ile wracam do domu?
- Dam ci znać kiedy będziesz potrzebna.
- A nie mówiłem? - Uśmiechnęłam się nieśmiało do
blondyna, a ten natychmiast wrócił do pracy nad moją twarzą.
Zaraz po tym jak Bill i agenci wyszli z salonu,
wróciłam z Alanem do domu. Od razu kazał mi iść spać, a ja nawet nie miałam
ochoty by się sprzeciwić. Po szybkim prysznicu, położyłam się w swoim łóżku.
Właśnie, tylko się położyłam, bo o spaniu nie było
nawet mowy.
Mimo wyłączonych dźwięków w telefonie, wyświetlacz
ciągle się zapalał, oznajmiając, że ktoś próbuje się skontaktować. Niezapisane
numery musiały zwiastować tylko i wyłącznie dziennikarzy.
Jakim cudem dostali mój numer? Przecież cały sztab
ludzi w FBI stał za tym, by chronić moje życie prywatne.
- Alaaaan! - Nie minęła nawet minuta, kiedy znalazł
się w moim pokoju i stanął przede mną. - Błagam cię, odbierz telefony z obcych
numerów i pozbądź się jakoś tych natrętów, bo dostanę szału.
- Skąd mają numer?
- Sama chciałabym to wiedzieć - odrzuciłam kołdrę
na bok i złapałam telefon domowy. - Zadzwonię do Q.
Kiwnął tylko głową i odebrał zastrzeżony numer,
naciskając na głośnomówiący.
- Zakład pogrzebowy "To już", w czym mogę
pomóc?
- Yyyy...to nie numer Elisabeth O'Donell?
- Kogo? - Udał zdziwionego. - Nie, nikt taki u nas
nie pracuje i raczej nie leży.
- To przepraszam, pomyłka.
Rozłączył się i położył obok mnie. - Banda idiotów
- mruknął.
Z pamięci wybrałam numer bezpośrednio do Q. Odebrał
po drugim sygnale.
- Mogę wiedzieć czemu dzwonisz do mnie z
niezabezpieczonego telefonu?
- Mogę wiedzieć czemu na moją komórkę dzwonią
pierdoleni dziennikarze? - Użyłam chyba najbardziej niemiłego tonu głosu i
przez chwilę zapanowała cisza.
- A skąd mają twój numer?
- Q, kurwa, co za eureka - w tle było słychać
rozmowy innych osób. - Właśnie po to dzwonię. Te szuje wydzwaniają do mnie cały
czas od godziny! To agencyjny numer, a nie mój prywatny.
- Zaczekaj chwilę i nie ruszaj tego telefonu -
połączenia przestały przychodzić, a na ekranie pojawiła się informacja o
błędzie. Krótko mówiąc, nasz informatyk włamał mi się do telefonu. - Muszę
zmienić ci numer, albo zmienić metodę szyfrowania karty SIM.
- Szybko o tym pomyślałeś.
- W sumie to mam dla ciebie kilka wiadomości -
mruknęłam, na znak, że go słucham. - Usuwamy zdjęcia Billa i tej kobiety z
internetu, albo wciskamy kit, że to nie on. Graficy tak tym manipulują, żeby
wyglądało to na montaż.
- Mam to gdzieś.
- Drugą sprawą jest twoje ujawnienie się - nie
zwrócił uwagi na moje wcześniejsze słowa i kontynuował. - Nikt nie napisze, że
jesteś agentem FBI. Założyliśmy lewą firmę ochroniarską, więc od dzisiaj jesteś
ochroniarzem Kaulitzów. - Też mi coś. Zostałam mianowana cieciem, hurra! -
Koniec jazdy na sygnale.
- Zabierasz mi zabawę.
- Bywa - mój telefon totalnie umilkł, pokazując
jakieś trzydzieści nieodebranych połączeń. - Teraz przejdziemy do tych gorszych
informacji.
- Zamieniam się w słuch - wygodniej rozsiadłam się
na łóżku, a Alan zaczął grzebać w mojej szafie, w której zapanował porządek pod
moją nieobecność.
- Dana Roberts, ta szuja z Londynu, zażądała komisji dla
ciebie. Stwierdziła, że lekceważysz swoje obowiązki, uciekając z Londynu oraz
jesteś niestabilna emocjonalnie.
- Niech się pocałuje w dupę - mruknęłam.
- To samo powiedział Stary, ale na jej żądanie
zorganizował komisję, składającą się z jego znajomych, co oznacza, że nie masz
się czym przejmować. Wiesz, że on nie pozwoli, żeby cię wyrzucono, co mnie
dziwi, bo nie rozłożyłaś przed nim nóg, a robi dla ciebie takie rzeczy.
- Kiedy ta komisja?
- Za dwa dni o 12 - sięgnęłam po swój kalendarz i
zapisałam to sobie. - I szukają cię z instytutu do spraw opieki nad dziećmi. To
nie jest przypadkiem odzew w sprawie adopcji?
- Nie wiem, mam to gdzieś - wstałam z łóżka. Za
oknem zaczęło się już ściemniać, a zegar pokazywał godzinę dwudziestą. - Gdyby
coś się działo, to daj mi znać, bo teraz chcę odpocząć.
- Yup, do usłyszenia. Telefon naprawiony, nie
powinni dzwonić.
- Dzięki.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na miejsce.
Świat zaczyna wariować, a ja razem z nim. Komisje,
instytuty, media...czy to się kiedykolwiek skończy?
Alan wyciągnął z mojej szafy, czarną, obcisłą
sukienkę, która sięgała mi do kolan. Była jedną z najprostszych i dla mnie
najlepszych, które wisiały w mojej garderobie. Długie rękawy, kwadratowy
dekolt. Na ziemi, obok niej, stały czerwone, lakierowane szpilki Anouk od
Jimmy'ego Choo.
- Czeka mnie jakaś randka?
- Idziemy do Madeo na kolację, zarezerwowałem nam
stolik - uśmiechnęłam się szeroko. To była wspaniała restauracja, w której
podawali boskie, włoskie jedzenie. - Tak, muszę cię trochę podtuczyć, masz
godzinę.
I tak też było. W ciągu godziny udało mi się
podkręcić włosy, by spiąć je w luźnego koka i puścić luzem parę pasm.
Postawiłam na czerwoną szminkę, mocno wytuszowane rzęsy i delikatną kreskę na
powiece. Paznokci nie zdążyłabym pomalować, więc skorzystałam z dobrodziejstwa
w postaci naklejek i w ciągu paru minut cieszyłam się piękną czerwienią na
nich.
- Byłem z nimi na imprezie, ale odpędzał każdą
laskę, która podeszła.
Zaparkowaliśmy już pod restauracją. Po parkingu
kręciło się kilku paparazzi, którzy robili zdjęcia znanym osobistościom.
Pewnie czekało nas to samo.
Plusem było to, że nie musieliśmy czekać w kolejce
by wejść do środka, tak jak zwyczajni ludzie.
- Co się stało, to się nie odstanie, przynajmniej
nie muszę już udawać i biegać za nim w szpilkach.
Alan wysiadł pierwszy i obszedł samochód, by
otworzyć mi drzwi. Złapałam jego rękę i zgrabnie opuściłam auto, mrużąc oczy od
fleszy. Dobrze, że nauczyłam się wysiadać bez rozkraczania nóg, bo nie chciałam
by zdjęcie mojej bielizny oglądała cała Ameryka.
- Jak się czujesz po zdradzie Billa?!
- Zamierzasz mu wybaczyć?!
- Dlaczego zgodziłaś się udawać jego kochankę?
- Na zdjęciach wyglądaliście na bardzo zakochanych!
Nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy te hieny mnie
otoczyły, odpychając Alana. Nie mogłam normalnie spojrzeć, bo światła mnie
oślepiały.
Ktoś mnie popchnął, torebka wyleciała mi z rąk.
Wrzask się nasila, więc zasłaniam uszy rękami. To dla mnie zdecydowanie za
dużo. Za głośno. Wszyscy na mnie napierają, a ja mam ochotę uciec.
Robię krok do przodu, ale ktoś podstawia mi nogę.
Przewróciłam się i pochłonął mnie tłum.
Dlaczego akurat teraz?
Chwyciły mnie czyjeś ręce, ktoś znowu podstawił mi
obiektyw przed twarzą. Próbowałam zasłonić oczy przed światłem, ale błyska ich
tyle, że wszystko zaczyna się wokół mnie rozpływać.
Chciałam się uwolnić, ale to ich bardziej
ucieszyło. Zdjęcia będą przecież więcej warte.
Zamknęłam oczy ponownie, modląc się, by dali mi
spokój, ale tak się nie dzieje. Byłam pewna, że pod tym naporem upadnę
ponownie.
Wystrzał z broni i nagły atak paniki powinien mnie
ocucić, postawić do pionu.
Ale tak się nie stało. Zamiast tego uniosłam się do
góry.
- Rozejść się!
Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą mojego
wybawiciela. - Lucas...
- Już wszystko w porządku.
Drzwi od restauracji otworzyły się od razu i
zamknięto je przed fotografami. Nie chciałam go puszczać, miałam ochotę się
rozpłakać.
Ale ja nie płaczę, nie będę.
Usiadł ze mną na kanapie i zaczął kołysać. Tylko
przez szybkie bicie jego serca nie wiedziałam kogo chciał uspokoić, siebie, czy
mnie?
- Będziesz się tłumaczył za zbędne użycie broni -
mruknęłam i odsunęłam się od niego.
- Czy ty akurat teraz musisz o tym myśleć?
- Nic ci nie jest?
Dopiero teraz do mnie dotarło, że stoi przy nas
Bill z resztą. To dlatego Lucas tu jest.
Kiwnęłam tylko głową i wstałam. Tylko nie
pomyślałam o tym, że będzie mi się tak kołować w głowie. Wystarczyło bym lekko
się zachwiała, a schwytały mnie tym razem dłonie wokalisty.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Nie kłóć się już ze mną, proszę cię.
- Ja się kłócę?!
- Dobra, moi drodzy - Natalie klasnęła głośno w
dłonie, zwracając na siebie uwagę. - Skoro Elisa i Alan również jedzą w Madeo,
to najrozsądniej będzie, jak do nas dołączą. Siedzenie przy oknie nie jest
dobrym pomysłem.
- Mamy wynajętą salę, nikt tam nie będzie nas
nachodził - dodał Tom.
- Ellie, albo jedziemy do domu, albo zjemy z nimi,
bo nie chcę ryzykować, że znowu cię napadną.
- Dobrze, zjemy z wami.
Złapałam Alana pod ramię, żeby pod żadnym pozorem
nie zrobił tego ktoś inny.
Wnętrze było bardzo przytulne. Jasne ściany, ciemna
drewniana podłoga. Chyba najbardziej urzekły mnie w tym miejscu świeżo cięte
kwiaty i mnóstwo świec, które nadawały całkiem romantyczny klimat. Gdzieś w
głębi grała cicha, włoska muzyka, kelnerzy donieśli dwie zastawy.
Chciałam od niego odpocząć, a teraz siedzę obok.
Czy to jakaś zgryźliwość losu?
Madeo było moją ulubioną restauracją w Beverly
Hills. Atmosfera tu jest zawsze wspaniała. To miła knajpa z autentyczną włoską
atmosferą. Doskonałe jedzenie, świetny wybór win.
Kolacja we Włoszech jest najbardziej obfitym i
zarazem najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia. Właściciel powiedział mi, że to
doskonały moment na spotkania w gronie rodzinnym i przyjacielskim i zazwyczaj
jada się wtedy makaron albo zupę i drugie danie.
Zawsze kiedy tu jadam, nie obyło się bez Minestrone
- zupy warzywnej, przygotowywanej głównie z cukinii, fasolki szparagowej,
marchwi, zielonego groszku oraz szpinaku.
I tym razem się nie zawiodłam, bo dostałam ją z
grzankami, które były ułożone w kształcie serca.
- Z czego tak się cieszysz? - Zapytał Tom, a ja
uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Za każdym razem kucharz próbuje ją zbajerować -
wytłumaczył za niego Alan i poczułam na sobie JEGO spojrzenie. - Układa jej
serduszko z grzanek, czy to nie słodkie?
- Bardzo - mruknął Bill i jednym haustem wypił
wino, które przed chwilą nalał mu kelner.
Z początku myślałam, że kolacja będzie niczym stypa
ze względu na moją potyczkę z wokalistą, ale bardzo się pomyliłam. Przy drugim
daniu, ktoś zaszalał i zamówił Grappę.
Nie muszę mówić, jak to pięćdziesięcioprocentowy
trunek opuścił zahamowania zebranych?
- Śliwka dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie!
- Zastanawiam się kiedy ty w końcu dorośniesz, Tom
- Ria klepnęła go w kolano, co wywołało większy śmiech w grupie.
- Uwaga! Mam pomysł - starszy Kaulitz odstawił
kieliszek i wstał. - Jedźmy do Madhouse!
- To nie jest ten klub, gdzie biegają faceci
przerobieni na baby z tymi śmiesznymi dzwoneczkami na sutkach? - Zapytał
Andreas, a ja prawie się zakrztusiłam.
- Tak, to dokładnie ten klub - potwierdził Alan.
- I biegają tam karły i wielkie maskotki - dodał
Bill.
- Chodzisz do takich klubów? - Zapytałam, zwracając
jego uwagę. Oczywiście jego wzrok musiał chociaż przez chwilę zjechać na mój
dekolt, przez co zrobiło mi się odrobinę gorąco.
- Dobrze się tam bawiłem.
- Nie wątpię - odsunęłam krzesło i wstałam od
stołu. - Miłej zabawy, jadę do domu.
- Chyba żartujesz, jedziesz z nami - podszedł do
mnie Tom i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. - Nie odmawiaj mi, proszę.
- Okej, okej - uniosłam ręce w geście poddania. -
Ale tylko na godzinę.
No, no ciekawe z czym mi się kojarzy ten klub xDD I już widzę, jak Elisa zostaje tam tylko na godzinę. xD Ehee :D ale któż by odmówił Tomowi ;> W ogóle sytuacja między Elisa, a Billem się skomplikowała -.- Bo temu tylko jedno w głowie, dupek jeden niewyżyty samiec. Nie, żebym się zirytowała, skąd ^^
OdpowiedzUsuńEhh... Mam nadzieję, że skoro spieprzył to teraz naprawi. Mogło być tak pięknie :D Oby jeszcze kiedyś było!
Trochę dziś chaotycznie i bez sensu, ale już mnie coś znużyło po ostatniej nocce xD I postaram się już być na bieżąco, bo ostatnio coś mnie nie było :D
Pozdrawiam i żeby wena dalej Ci tak dopisywała!
Ble ble ble ble fuj! Lukas i Alan to idioci xDD
OdpowiedzUsuńNie lubię ich, co wiesz i to się nie zmieni...
DeBill ma coś odwalić z Ellie w tym klubie! Nie rań mnie już.
Chyba źle wtedy myślałam...no wiesz. A jak nie wiesz to ci powiem xD Ale nie tu.
Chciałabym, chciała seksu dużo ale z Ellie xD nie nic nie było.
Kobieta zmienną jest.
Ellie jest biedna, tylu reportwerów! O dżizas krajst ja to mówi moja mama.
Kc kc kc i wiesz, że Ciebie najmocniej.
WOS to zdecydowanie najlepszy przedmiot, ale historia to dla mnie istne męczeństwo. Nienawidzę uczyć się miliona dat i przebiegów wojen, wydarzeń. Nudzi mnie to. Z historii jedyne co lubię to holocaust i mogłabym godzinami oglądać wspomnienia więźniów z Auschwitz itp. Wiem to pojebane, ale taka jestem naprawdę.
OdpowiedzUsuńSprawdzian nie poszedł mi najlepiej, ale za cenę takiego opowiadania jestem w stanie to przełknąć. No a swoją drogą to historia. Nie mam zbyt wielkich oczekiwań.
Poza tym: serio? Myślałam, że pisanie o sobie to pewien rodzaj spamu: w końcu to nie jest miejsce na takie rzeczy.
A tak w ogóle to dlaczego myślisz, że przeginam? Skąd wiesz jak piszę? Chyba nie powinnaś tego osądzać nie przeczytawszy mojego opowiadania.
Co do liceum to nie dziwię się. Będąc w ostatniej klasie mam nadzieję, że nie dorosnę.
Było tak dobrze, a on musiał to spieprzyć. Typowy facet. Bo tak trudno jest się powstrzymać. Kurwa, chyba nigdy nie ogarnę mężczyzn. To ponad moje siły. Zbyt dużo w nich przyzwolenia na 'takie sprawy'. Z kolei Ellie w ogóle się nie dziwię. Zaufała mu, a on ją skrzywdził. To nie fair. Życie jest nie fair. Ludzie są nie fair. Nienawidzę ludzi. Codziennie, kiedy idę do szkoły sobie to uświadamiam.
Wiesz, co? Polubiłam cię po tych zaledwie kilku odcinków, a niewielu się to udaje. Naprawdę. Bo jak napisałam wyżej - nienawidzę ludzi. Więc coś musisz w sobie mieć.
Ściskam i obiecuję, że następnym razem postaram się więcej napisać o odcinku niż od siebie. :*
oł oł :D jaki obrót akcji hehe ;D czekam na next ;D
OdpowiedzUsuńNo cholera, zabieram się za skomentowanie, już nie wiem który raz i stale mi coś, albo ktoś przeszkadza. No ale teraz chyba w środku nocy już mi nic nie przerwie. Więc... trafiłam na to opowiadanie już trochę temu. Zaczęłam wtedy czytać, ale nie od początku, tylko od ostatniej jaka była dodana, a potem jak pojawiła się kolejna i kolejna. Potem, kiedy już tak bardzo mnie to zainteresowało, w końcu stwierdziłam, że muszę zacząć od początku by poznać wszystkie szczegóły tej historii i móc z czystym sumieniem skomentować i w końcu to robię. Cała sytuacja w tym opowiadaniu jest bardzo ciekawa i skomplikowana, ale to dobrze, lubię takie historie. Podoba mi się też Bill jakiego stworzyłaś, jego charakter. Nie jest grzecznym chłopcem, nie jest ideałem, łamie zasady i robi złe rzeczy. Może i nawet jest okropny, ale jednocześnie jest w nim coś tak cholernie przyciągającego, seksownego, jego pewność siebie pociąga i grzeszna natura pociąga i Elisa coś o tym wie bardzo dobrze ^^ :D Nie lubię tego kiedy Bill jest zbyt wyidealizowany, romantyk, wrażliwy itd. W tym opowiadaniu uważam, że jest idealny, choć jednocześnie tak daleko mu do ideału :D Ma też uczucia i wrażliwość, jednak przez negatywne doświadczenia stał się jaki stał, jest po prostu ludzki, a nie przerysowany. Gubi się i błądzi, nie mogąc odnaleźć odpowiedniej drogi i w sumie podobnie do Elisy, która po 'śmierci' męża, również nie może na nowo się odnaleźć. Myślę, że ta dwójka może sobie pomóc. Ona jest odpowiednią kobieta dla Billa, ze swoim charakterkiem xD Będzie potrafiła nad nim zapanować i go ustawić odpowiednio. I choć może trochę go to wkurzać, myślę, że to go też może kręcić i pociągać w niej. Jest inna niż, te które same pchają mu się do łóżka i nie musi się dla nich zbyt wysilać, dlatego ona jest w stanie sprawić by pokochał i znalazł odpowiednią drogę. A on w obojętnej, twardej, zimnej agentce będzie potrafił rozbudzić kobiecość, namiętność, pożądanie, czułość i również miłość. Myślę, że uzupełniają się idealnie. Po tym jak do tej pory ich przedstawiłaś i jakie ich osobowości poznałam myślę, ze mogliby stworzyć udany związek, ale to jeszcze za jakiś czas. Liczę na to, że do tego dojdą :D W ogóle to uwielbiam też jak on ją uwodzi i kusi i miesza jej w głowie i podnieca. Ta scena w kuchni jak sie całowali i on jej powiedział, że chce usłyszeć jak krzyczy jego imię... o matko... wczułam się w to jakbym sama to przeżywała :D i wcale się nie dziwie Elisie, że przy nim traci głowę i zdolność rozsądnego myślenia, kto by nie stracił xD
OdpowiedzUsuńA kiedy ostatnio o mało się ze sobą nie przespali, tym co zrobił Bill byłam zaskoczona, byłam też zła na niego, a jednocześnie uważałam ze dobrze zrobił xD Bo z jednej strony już chciałam żeby w końcu do tego doszło, no ale z drugiej tym postępowaniem pokazał jej, że nie traktuje jej jak każdej, że jest dla niego ważna, wyjątkowa, Powinna to sobie przemyśleć i wziąć pod uwagę, a nie złościć się na niego, że ja odtrącił. Zrobił przecież postęp! Nie myślał o własnym spełnieniu, a przecież, od dawna miał na nią ochotę, jednak w takich chwili kiedy miał to podane się powstrzymał, chciał dobrze. Ale to, że teraz poszedł z jakąś do pokoju, to już nie dobrze! Chwilowa słabość, kiedy brakowało mu Elisy i chciał zapomnieć? Czy może tak naprawdę do niczego nie doszło? Chociaż wiadomo, że niegrzeczny Bill w grzecznego się nie zmieni tak szybko raczej xD
A tak właściwie, to na miejscu Billa chyba bym się trochę obawiała, wiedząc, że ściga mnie mąż, tzn były mąż agentki która mnie chroni. Niby ona go nienawidzi i chce zabić, no ale jednak kiedyś go tak bardzo kochała, był jej całym światem, miała do niego słabość. A Kaulitz zna ją przecież krótko, więc raczej powinien nie być do końca spokojny o to, że na Elisę nie podziała znów urok jej byłego męża. Przecież musi być ciężko zabić kogoś kogo się kochało, nawet jak ta osoba zrobiła straszne rzeczy.
(no i nie zmieściłam się w jednym komentarzu xD)
UsuńJeszcze co do zabójstw w Londynie, tak nie do końca to rozumiem. Po liście wynika, ze to Jer zabił jej matkę tak? A resztę kobiet też on? Czy jak? I nie rozumiem też tak do końca tego po co ją zabrali do tego Londynu. Niby oni jej to wyjaśnili, dlaczego jest im potrzebna, ale mam wrażenie, że to była jakaś ściema i by sobie poradzili bez niej też, ale to było zaplanowane. Ale może odnoszę mylne wrażenie co do tego, bo właściwie pod jej nieobecność nic takiego się nie wydarzyło, no poza tym, że Bill zdradził xD
W ogóle nie wiem, czy ktoś Ci mówił już coś takiego, czy ktoś miał podobne skojarzenie, ale mi piosenka TH Girl got a gun kojarzy się z Twoim opowiadaniem :D Szczególnie 'Girl got a gun, girl got a gun. Bang! Bang! Boy better run, Boy better run, run, run' jakoś pasuje mi dokładnie do sytuacji kiedy Elisa spała u Billa i on próbował jej się dobrać do majtek, a ona przystawiła mu pistolet do głowy haha :D w ogóle jak sobie wyobrażam taką scenę to nie mogę! Taki Bill bezbronny, mający do głowy przystawiony pistolet, który trzyma seksowna kobieta w bieliźnie, na którą on ma ochotę. uhh Kręci mnie ta wizja tak zdominowanego Billa, dlatego kocham Twoją bohaterkę, bo ona umie sobie z nim tak poradzić :D Choć on jej się odpłaca w inny sposób i też umie sobie z nią poradzić czasem tak że mu sie poddaje xD
wyobrażałam sobie wiele scenariuszy co mogłoby być dalej w tej historii... Ale zobaczymy czym mnie zaskoczysz. Czekam na coś nowego.
I się rozpisałam jak głupia! haha W większej połowie z tego pieprzę głupoty, nic istotnego z pewnością i jak jest w tym coś bez sensu to przepraszam, ale jest środek nocy, a ja pisze ten komentarz chyba od godziny i już nie pamiętam o czym pisałam na początku xD wiec mogę coś powtarzać, a do tego jestem trochę chora yh ;/ no ale ogólnie tak, już czasem miewam, że się za bardzo rozpisuję hehe poza tym pierwszy raz komentując musiałam trochę po przeżywać, a teraz kończę żeby Cię nie zanudzić na śmierć, bo kto napisze dalszy ciąg? xD
weny życzę i pozdrawiam ;)
Taki odcinek przejściowy, co? Nic za bardzo się nie wyjaśnia, tylko ciągniemy tą katastrofę... Zastanawiam się, jak z tego wyszłaś, bo ja bym chyba nie umiała :/
OdpowiedzUsuńWreszcie Elisa może odpocząć! Jak to dobrze, że ma takiego przyjaciela jak Alan i zajmie się nią, kiedy naprawdę tego potrzebuje. Może wreszcie Elisa zacznie lepiej funkcjonować, ponieważ widać, że Bill i cała ta sprawa z jej byłym mężem strasznie ją zmęczyły.
OdpowiedzUsuńPisałam już wcześniej, że jestem zdania, iż czasami człowiek powinien najpierw patrzeć na siebie, na swój stan, a nie przejmować się wszystkim i wszystkimi dookoła, stawiając siebie na drugim miejscu.
Dobrze, że chociaż Alan pamięta, że zdrowie jest najważniejsze i dba o Elisę.
Jestem ciekawa, co się wydarzy w tym klubie. A mam przeczucie, że wydarzy się coś, co zwali mnie z nóg.